Podpowiada Kaja Wolnicka - psycholog dziecięca z MOI-MILI.pl
Inauguracja roku szkolnego to spore przeżycie i niemały stres tak dla dzieci - szczególnie pierwszoklasistów - jak i ich rodziców. W tym roku, w związku z pandemią COVID-19, sytuacja jest szczególna. Jak przygotować dzieci do nauki w szkole w warunkach wzmożonej ostrożności? Czy to dobry moment, by mocniej przyłożyć się do edukacji finansowej i zwiększenia ekologicznej świadomości swoich pociech? Na te i inne pytania odpowiada Kaja Wolnicka, psycholożka, autorka popularnego bloga MOI-MILI.pl, a prywatnie mama Leona i Mili.
Zakaz wychodzenia na korytarz w czasie przerw, jedzenie wyłącznie w klasie, noszenie maseczek, niezostawianie rzeczy w szatni, dezynfekcja rąk… Każda szkoła opracowuje własną listę zasad bezpieczeństwa. Nie ulega wątpliwości, że te zasady bezpieczeństwa będą oznaczać dla uczniów różne ograniczenia. Jak rozmawiać z dziećmi na ten temat i tłumaczyć zmiany?
Zdecydowanie powinniśmy zacząć od rozmowy z dzieckiem na temat tego, co się dzieje – koronawirusa i zmian, jakich doświadczamy. Warto zorientować się, co dziecko już samo wie. Oczywiście taka rozmowa będzie wyglądała inaczej z pierwszaczkiem, a inaczej z nastolatkiem. Ale niezależnie od wieku dzieci potrzebują nas i potwierdzenia z naszej strony, że wspólnie możemy coś zrobić, by zadbać o własne i wzajemne bezpieczeństwo. Pierwszym krokiem niech będzie samodzielne zebrania informacji z rzetelnych źródeł i zapanowanie nad własnym lękiem. Trudno troszczyć się o czyjeś bezpieczeństwo, gdy sami jesteśmy w nerwowym rozstroju. Wybadajmy, czego dziecko od nas potrzebuje i jakie są jego obawy. W końcu każde dziecko będzie odbierało tę sytuację inaczej. Dla jednego szczególnie przykrym doświadczeniem będzie to, że nie może wyjść z klasy, a dla innego zupełnie odmienna zasada bezpieczeństwa. Bardzo ważne jest też, by nie przenosić swoich lęków na dzieci. Często my się czegoś boimy, a dzieci nie. I dopóki nie powiemy im, że warto się tego bać, bo jest to wyjątkowo groźne, to one w danej kwestii zachowają spokój. Spróbujmy trochę ograniczyć dzieciom dostęp do Internetu i telewizji, do różnych programów informacyjnych. Media rządzą się swoimi prawami, których nawet duża część dorosłych nie rozumie. Pogoń za sensacją, clickbaitowe tytuły…To wszystko jest małym uczniom teraz niepotrzebne. Ich układ nerwowy nie jest gotowy na takie bombardowanie wiadomościami. Kolejne wiadomości o nowych przypadkach, dużo negatywnej treści… Dzieci, nawet podświadomie, notują takie rzeczy i to powoduje u nich wzrost napięcia i lęku.
Karta przedpłacona dla Ciebie i Twojego dziecka powyżej 13 lat
My, dorośli, często sami mamy problemy ze stosowaniem się do wszystkich zaleceń. Jak zatem sprawić, żeby dzieci faktycznie przestrzegały w szkole różnych związanych z ochroną zdrowia wytycznych?
Przede wszystkim powinniśmy dawać dobry przykład. Pamiętajmy, że jesteśmy o tyle „wygrani”, że z tą pandemią żyjemy już od kilku miesięcy. Wszystko, co było takie straszne, nieznane i niewygodne, zostało już trochę oswojone. Dzieci bywają w sklepach, mają za sobą różne wakacyjne wyjazdy. Uczestnicząc w jakimkolwiek życiu społecznym, chcąc nie chcąc, musieliśmy się pogodzić z noszeniem maseczek, częstszym myciem rąk itp. Na pewno trzeba mówić, dlaczego coś robimy. Dzieciom znacznie łatwiej będzie im przestrzegać zasad, jeśli będą wiedziały, dlaczego mają ich przestrzegać. Rodzicom mogę polecić m.in. niedawno wydaną książkę Wirus i inne drobnoustrojstwa. Znajdziemy tam bardzo fajne i lekkie opisy, czym jest wirus, czym jest bakteria, jak one się przenoszą między ludźmi i co możemy robić, aby im tę drogę zamknąć. Czytałam ją z moim 8-latkiem i oboje byliśmy nią zafascynowani. Jednocześnie warto dzieciom pozwolić samodzielnie wybrać te środki ochrony, np. maseczkę z lubianym motywem, bohaterem bajki czy zabawnym hasełkiem dla nastolatków; żel do dezynfekcji w ładnym kolorze, pachnący lub w opakowywaniu ze zwierzątkiem... W ten sposób jednocześnie zaakcentujemy decyzyjność dzieci i zadbamy o ich wygodę. Oswajajmy zasady bezpieczeństwa, pokazujmy, że wiążą się nie tylko z pewnymi dodatkowymi trudnościami.
Niewykluczone jednak, że znów wprowadzona będzie (przynajmniej w niektórych częściach kraju) nauka hybrydowa lub całkowicie zdalna. Z badań Think Forward Initiative, zainicjowanych przez Grupę ING, wiemy, że rodzice raczej krytycznie oceniali tę formę nauki, np. 62,5% rodziców uznało, że zaniża to poziom edukacji. Szkoła online dla sporej części rodziców oznacza też trudności z godzeniem obowiązków zawodowych z wychowywaniem dzieci. Często szukają pomocy dziadków lub płatnej opieki. Jak w takiej sytuacji rodzice mogą ułatwić dzieciom naukę, a sobie codzienne życie?
Odpowiem przewrotnie: lubię patrzeć na zagrożenia jak na szanse. Oczywiście, że nauczanie zdalne oznacza szereg niedogodności. Jednak w ten sposób mamy też możliwość zbudowania szczególnej więzi z dziećmi, rozwijania ich pasji i zainteresowań. Dostajemy przestrzeń, żeby wydarzyło się wiele dobrego. Jeśli chodzi o bardziej „techniczne rozwiązania” to trudno tu podpowiedzieć jedną rzecz, która będzie dla wszystkich dobrym patentem. Podkreśliłabym jednak, że rolą rodzica jest przede wszystkim nauczenie dziecka, jak efektywnie zdobywać samemu wiedzę. Od najmłodszych lat to dziecko jest odpowiedzialne za to, że się uczy, a my je w tym wspieramy. U nas np. świetnie sprawdza się poranna rozmowa, chociażby podczas śniadania, podczas której planujemy sobie dzień – ten jeden konkretny. Mówimy, jak będzie wyglądała nasza praca – kiedy będziemy absolutnie zajęci, bo np. mamy ogromnie ważne spotkanie online, a kiedy będziemy mogli dziecku pomóc lub odpowiedzieć na jakieś jego pytania. I dziecko robi to samo – określa, jakie ma zajęcia i zadania i o której godzinie je wykona, bo samo tak zdecydowało lub postanowiła tak nauczycielka. Fajnie, jeśli pomożemy podzielić tę naukę na części. Kiedy zostawimy dziecko na 4 czy 6 godzin przy biurku, to nauka nie ma prawa się udać. Nasza pociecha nie ma jeszcze naturalnie wypracowanego rytmu, np. pół godziny pracuję i mam kwadrans przerwy. W przypadku nauki zdalnej mamy do dyspozycji więcej godzin niż jest to zblokowane w szkole w kilku lekcjach. Możemy podzielić nauką np. na sesje poranną, między 9.30 a 12, i popołudniową, kiedy możemy robić razem niektóre trudniejsze rzeczy. Dobrą praktyką jest też jasne określenie, że wspólne przyjemności: spacer, oglądanie filmu, bajek, następują wtedy, gdy każdy wywiąże się z tych obowiązków, które zaplanował rano. Starajmy się trzymać rytm – myjemy rano zęby, nie siedzimy w piżamach i zaczynamy pracę i naukę o tych samych godzinach.
Z wpisów na Twoim blogu wiem, że sama jesteś zwolenniczką edukacji domowej? Czym to się różni od edukacji zdalnej?
Tak, i to jest coś, co rodzice również mogą wziąć pod uwagę, jeśli nauka zdalna zostanie przywrócona i będą mieli taką możliwość. Edukacja domowa i zdalne nauczanie to są dwa zupełnie różne koncepty, które łączy tak naprawdę tylko to, że dziecko nie uczęszcza do placówki. Najprościej można to wyjaśnić w ten sposób, że edukacja domowa pozwala przenieść kontrolę z zewnątrz do wewnątrz rodziny. Wówczas my sami odpowiadamy za sposób i tempo przyswajania materiału, a nasze dziecko zdaje egzaminy klasyfikacyjne po każdym roku.
COVID-19 mocno wpłynął na gospodarkę i odbił się na wielu domowych budżetach. Prawie połowa rodziców uznała, że ostatnie wydarzenia skłoniły ich do większej troski o edukację finansową dzieci. 60% rodziców oczekuje od szkoły większego zainteresowania tym zagadnieniem. Jaka jest Twoja opinia na ten temat? Co więcej powinna robić szkoła, a co rodzice?
Są na pewno miejsca, gdzie wygląda to trochę lepiej, ale rodzice powinni chyba liczyć przede wszystkim na siebie. Uważam, że jeśli na czymś nam zależy – a edukacja finansowa i ekonomiczna powinna – w budowaniu młodego człowieka, w przekazywaniu cennych wartości, to dobrze, jeśli szkoła nam w tym pomoże, ale to my ponosimy za to odpowiedzialność. I tutaj też trzeba zacząć od siebie. To jest jak np. z instrukcjami bezpieczeństwa w samolocie.
To ciekawe…
Tak, najpierw zakładasz maskę tlenową sobie, a potem dziecku. Nikomu nie pomożemy przecież, gdy stracimy przytomność. Żeby przekazać dziecku wiedzę, sami musimy ją mieć. A edukacja ekonomiczna Polaków wciąż pozostawia trochę do życzenia. Co pandemia chyba w jakimś stopniu obnażyła. Takie tematy jak: poduszka finansowa czy planowanie budżetu w wielu rodzinach były nieco zaniedbane. Pamiętajmy, że dziecko i tak będzie postępowało tak jak my, a nie tak, jak mu mówimy, że ono ma postępować. Warto więc po prostu wpierw się podszkolić! A na to nigdy nie jest za późno. Mamy mnóstwo źródeł, z których możemy czerpać wartościowe informacje: książki, webinary i wiele innych. Są też materiały specjalnie dla dzieci: książki o ekonomii, bajki. Wystarczy tylko odrobinę poszukać. Edukacja finansowa może być czymś bardzo przyjemnym. Z młodszymi dziećmi możemy się bawić w sklep lub pocztę, grać w gry. Uczenie dzieci finansów może też odbywać się mimochodem, np. w czasie zakupów. Włączajmy dziecko do rozmowy, pokazujemy, co ile kosztuje itp. Jeśli my będziemy zwracali na to uwagę, dziecko też zacznie.
Konto mobi dla dziecka w ING - sprawdź
Ciekawe, że aż 1/3 rodziców uważa, że gry i aplikacje pomagają dzieciom lepiej zarządzać pieniędzmi. Co uważasz o takim sposobie uczenia dzieci finansów?
Uważam, że do dobrego celu prowadzi wiele dróg. Na pewno nie zostawiłabym dziecka samemu sobie z tabletem i liczyła na to, że gdzieś przy okazji nauczy się czegoś wartościowego o oszczędzaniu. W ten sposób to nie zadziała. Co nie oznaczana, że w samych „ekranach” jest coś złego. Trzeba tylko robić to z głową. Dobrze, jeśli możemy dziecku w tym towarzyszyć –razem odkrywać aplikacje, odpowiadać na jego pytania albo szukać odpowiedzi wspólnie.
A jak podchodzisz do zakładania przez opiekunów nastolatkom specjalnie przeznaczonego dla nich konta bankowego?
Oczywiście, że trzeba wprowadzać nastolatki w świat internetowej bankowości: konta bankowego, kart płatniczych i innych nowoczesnych rozwiązań. Sama już jako 13-latka miałam takie konto. To też jest nasza rola, jako rodziców, żeby wytłumaczyć i pokazać, czym są odsetki, przelewy, opłaty. Starszym dzieciom zdecydowanie warto założyć konto, bo to jest kolejny etap wprowadzania ich w dorosłość i pokazywania, jak działa świat.
Jedną z bardziej optymistycznych statystyk, jakie przyniosły nam wspomniane badania, jest ta, że mimo pandemii, Polacy chcą żyć ekologicznie. Zachęcamy rodziców do zainwestowania w tym roku w eko wyprawkę dla uczniów. Co sądzisz o tym pomyśle?
To bardzo fajna idea i zdecydowanie jej kibicuję. Świetnie, kiedy pokazujemy dzieciom, że ekologia to nie jest wyłącznie debata na wysokim szczeblu, ale też małe, codzienne decyzje, które podejmujemy w domach. To my wpływamy na to, jak będzie wyglądał świat. Podstawową zasadą, jaką bym się kierowała przy kompletowaniu eko wyprawki, byłby umiar. Razem z dzieckiem zastanówmy się, co musimy kupić. Bo lepiej kupić eko niż nie-eko, ale jeszcze lepiej najpierw upewnić się, co już mamy. To w ogóle bardzo ciekawie łączy się też z nauką planowania budżetu. Określmy, ile możemy przeznaczyć na wyprawkę. A jednocześnie dowiedzmy się, jakie są dziecka potrzeby. Ustalamy priorytety. Może np. marzy o pięknym piórniku. I jeśli będzie miało ten piórnik, to ekozeszyty ze zwykłymi szarymi okładami, będą dla niego zupełnie ok. Dziecko mówi, co jest ważne dla niego, a my co jest ważne dla nas i dlaczego. Kiedy zależy nam na korzystaniu z papieru z recyklingu, powiedzmy jasno, dlaczego tak jest. Wytłumaczmy, skąd on się bierze i czemu warto go oszczędzać. Zachęćmy dziecko, by ekoprodukty były też jego wyborem. Pokażmy konsekwencje takiej a nie innej decyzji. Coś w stylu: Ok, chcesz mieć zeszyty z efektownymi okładami z superbohaterami? Ale musisz wiedzieć, że one są nieekologicznie, żeby powstały ktoś musi wyciąć drzewa, a przecież bardzo lubisz chodzić do parku i lasu…
Szkolne życie rządzi się swoimi prawami. Są zakupy w szkolnym sklepiku, dziecięca rywalizacja o najnowsze i najdroższe przybory i gadżety i jeszcze wiele innych okazji dla mniej lub bardziej nieplanowanych wydatków. Czy da się w tym kontekście w ogóle przekonać dzieci do oszczędzania i odpowiedzialnego zarządzania pieniędzmi?
To może wydać się już nudne, ale i tutaj najważniejsze są rozmowa i przykład. Myślę, że to, o co pytasz, właściwie wykracza już nawet poza edukację finansową. Dotyczy wartości, którymi się kierujemy, presji społecznej, asertywności. Finanse zazębiają się przecież z wieloma innymi aspektami wychowywania dziecka. Przez przykład i rozmowę nauczmy dzieci odróżniać potrzeby od zachcianek. Opowiedzmy, jak działają reklamy, dlaczego jakieś produkty pojawiają się na rynku. Wytłumaczmy, że jeśli „Kasia” coś ma, to nie znaczy, że „Ty” też musisz. Świetną lekcją finansowej odpowiedzialności jest kieszonkowe. Dziecko samo decyduje, na co je wyda, ale musi liczyć się z tym, że te pieniądze powinny mu wystarczyć np. na określony czas. Jeśli chodzi o niekontrolowane zakupy słodyczy i tego typu produktów w sklepikach szkolnych czy w drodze do szkoły, możemy np. sami przygotowywać dziecku lunchu – atrakcyjny wizualnie. Możemy razem upiec ciasteczka z musli, zrobić sałatkę owocową. Dziecko chętniej sięga po to, co samo zrobi. Kiedy wyczerpiemy już wszystkie logiczne argumenty, pozwólmy sobie na powiedzenie dziecku: Ja się na to nie zgadzam. Mój wybór jest taki, że nie kupimy w tej chwili np. takiej zabawki. Teraz może ci się to nie podobać, ale kocham cię i wszystko, co dla Ciebie robię, robię z miłości i troski o ciebie. Przy tłmaczeniu swojemu dziecku, dlaczego warto oszczędzać i zrezygnować czasem z zachcianek, używam też takiego argumentu: Pieniądze to nie są tylko liczby, to też określony czas, godziny, które poświęcam, żeby je zarobić. A ja chcę spędzać więcej czasu z Tobą. Uważam, że ważniejsze niż kolejna gra czy firmowe buty jest to, że pójdziemy razem na spacer lub obejrzymy film. Pieniądze są bardzo ważne, ale nie zastąpią tych rzeczy, które są najważniejsze…
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.