Startup, który aż musuje od dobrych pomysłów

Zastanawialiście się kiedyś, ile jednorazowego plastiku sprowadzacie do domu, kupując różne środki czystości: płyny do mycia naczyń, podłóg, łazienki, proszki do prania itp.? Czy sprzątanie mieszkania może być bardziej ekologiczne? Poznajcie polski startup, który ma na to świetny pomysł. Zapraszamy na rozmowę z Adą Stępień i Pawłem Olszówką, twórcami marki Släppa.

 

W jakim stopniu rynek tzw. chemii domowej przyczynia się do zanieczyszczenia środowiska?

 

Paweł: W 2019 roku wartość polskiego rynku chemii domowej wynosiła 1,2 miliarda euro. Znaczna część obecnych na tym rynku produktów opakowana jest w plastik. Mówimy zatem o ogromnym problemie. Według ostatniego spisu powszechnego mamy w Polsce 12,5 miliona gospodarstw domowych. Jeśli założymy, stosunkowo optymistycznie, że każde z tych gospodarstw zużywa miesięcznie trzy plastikowe butelki lub foliowe worki różnych środków czyszczących (płynu do mycia naczyń, proszków do prania itp.) i pomnożymy to sobie przez 50 gramów, to okaże się, że tylko w tym sektorze generujemy co 30 dni około 2000 ton plastikowych odpadów.

 

Kolejną kwestią jest to, że te dość ciężkie pojemniki trzeba przetransportować, co powoduje emisję do atmosfery bardzo dużych ilości CO2. A trzecia sprawa to składy tychże produktów. Jesteśmy dalecy od demonizowania chemii domowej jako takiej, bo na rynku obecne są różne środki: zarówno te bardziej łagodne i bardziej ekologiczne, jak i ostrzejsze.

 

Ada: Tak, nie możemy krytykować nawet tej „agresywniejszej chemii”, gdyż często po prostu jej potrzebujemy. Ale na pewno nie potrzebujemy jej codziennie. Do zwykłych, rutynowych zabiegów czyszczących wystarczą delikatniejsze substancje. Do tego, co powiedział Paweł, warto dodać, że plastik, w jaki zapakowane są środki czystości, zwykle jest jednorazowy: kupujemy butelkę, zużywamy jej zawartość i wyrzucamy ją do śmieci. A z recyklingiem takich materiałów wciąż bywa różnie.

 

W jaki sposób Wasz produkt może pomóc w rozwiązaniu tego problemu?

 

Paweł: Najważniejsze są dwa aspekty. Po pierwsze, produkujemy środki czystości w formie małych, musujących tabletek. I to załatwia nam dwie sprawy. Jeden: nie produkujemy na okrągło plastikowych butelek i plastikowych triggerów, jak fachowo nazywa się te „psiki” do rozpylania substancji. Umożliwiamy korzystanie z posiadanych już butelek albo zakup u nas szklanej butelki wielokrotnego użytku. Nasze tabletki zapakowane są tylko w minimalną ilość folii, ale już niedługo zniknie także i ona. Dwa: tabletka waży nieco ponad 2 gramy i zajmuje bardzo mało miejsca, a jest ekwiwalentem płynu ważącego razem z opakowaniem 600 gramów.

 

Ada: Jedna tabletka, według średnich założeń, przypada na 500 mililitrów wody. Wrzucamy tabletkę do butelki, zalewamy wodą z kranu i mamy gotowy środek czystości.

 

Paweł: No właśnie… i „nasz jeden TIR” odpowiada mniej więcej dwudziestu TIRom tradycyjnych środków czystości. A przy tak małym produkcie, zmieniając opakowanie, jesteśmy w stanie jeszcze zwiększyć ten mnożnik i uzyskać ekwiwalent nawet 60 TIRów. Po drugie, nasze płyny są w 99% biodegradowalne.

 

Brak plastiku i fajny skład to spora zachęta. Czy do listy zalet Waszego produktu można dopisać coś jeszcze?

 

Ada: Poza redukcją plastiku i znaczącą redukcją śladu węglowego klienci, stawiając na nasze tabletki, zyskują sporo dodatkowego miejsca w łazience lub w kuchni, a także czas, bo tabletki można zamówić w formie wygodnej subskrypcji - nie trzeba jechać do sklepu, stać w kolejce itp. Zadbaliśmy również o to, aby produkty były estetyczne i dostajemy sygnały, że przekłada się to na większą częstotliwość sprzątania.

 

Paweł: Dokładnie, ponieważ butelki dobrze się prezentują, trzymane są na wierzchu, a nie gdzieś w głębi szafki, a to sprawia, że sięga się po nie chętniej i częściej. Otrzymujemy też informacje, że uzyskany z naturalnych olejków zapach nie działa drażniąco na drogi oddechowe i domownicy, włącznie z czworonożnymi, po umyciu naszym środkiem różnych powierzchni czują się przyjemnie.

 

Jak zatem opisalibyście swojego „typowego klienta”? Czy Wasz produkt trafia tylko do ludzi młodych - usamodzielniających się przedstawicieli pokolenia Z - czy przekonuje też bardziej tradycyjne gospodynie i gospodarzy domowych?

 

Ada: Nasi obecni klienci to osoby świadome wyzwań i problemów ekologicznych…

 

Paweł… a przy tym takie, które nie boją się próbować nowych rzeczy. Statystycznie częściej są to też kobiety niż mężczyźni, bo wciąż to panie z reguły decydują o wydatkach związanych z artykułami domowymi. Naszych odbiorców wyróżnia również przywiązywanie wagi do estetyki produktu. Najkrócej mówiąc: fajni ludzie (śmiech).

 

Ada: Myślę, że docelowa grupa naszych klientów jest bardzo szeroka. Pozostaje tylko to, aby dowiedzieli się o naszym istnieniu i przetestowali nasz produkt.

 

Jak narodził się pomysł na musujące tabletki do sprzątania? Zdradźcie też, dlaczego nazwą Waszej marki zostało skandynawskie słowo?

 

Paweł: Pomysł przyszedł do nas w dość nieoczekiwanym momencie, bo podczas pandemii. Zostaliśmy zamknięci na dwutygodniową kwarantannę, co zdecydowanie mnie stresowało - myłem ręce jak szalony, czyściłem wszystko wokół siebie…

 

Ada: I tak zaczęliśmy zauważać, że gromadzimy ogromne ilości plastikowych butelek. Uderzyło nas, że po zużyciu produktu opakowanie zostaje w praktycznie nienaruszonym stanie. Przyszło nam zatem do głowy, aby oferować klientom sam „wsad”. Na początku myśleliśmy o jakichś zestawach do własnoręcznego wykonania. Przeszliśmy przez różne koncentraty i proszki, ale wiedzieliśmy, że przekonanie konsumentów do zmiany nawyków musi wiązać się z rozwiązaniem wygodnym i łatwym. Na drodze dedukcji i stopniowej ewolucji doszliśmy więc do tabletek.

 

Paweł: Tabletki nie da się zepsuć czy rozsypać jak proszku i trudno nie trafić nią do szyjki butelki…

 

Ada: Kiedy myśleliśmy o naszej firmie, o całym tym koncepcie, wiedzieliśmy, że nie chcemy się zamykać tylko na rynek polski - jako nazwa wskazany więc był jakieś zagraniczny, ale miło brzmiące także w naszej mowie termin. Szukając strategii komunikacyjnej, bawiliśmy się słowami, i tak przylgnęło do nas popularne powiedzenie: kropla drąży skałę - każdy drobny uczynek może przyczynić się do poprawy sytuacji ekologicznej. Szwedzka „Släppa” oznacza właśnie „kroplę”.

 

Paweł: I podobnie jak angielskie „drop” ma też drugie znaczenie: „upuszczać”. Upuszczasz naszą tabletkę do butelki i dokładasz swoją „kroplę” do dobrego celu. Wszystko znakomicie łączyło się tutaj w całość. Polska pod względem ekologicznym fajnie się rozwija, ale są rynki - jak Skandynawia - gdzie takie podejście jest już znacznie mocniej zakorzenione. W związku z tym od samego początku myśleliśmy, aby być tam obecnym.

 

Jak wyglądała Wasza droga do miejsca, w którym jesteście obecnie? Z jakimi wyzwaniami musieliście się zmierzyć i jak udało Wam się je pokonać?

 

Paweł: Od samego początku wyzwań była cała masa. Poszukiwania surowców, producentów i tak dalej wiązały się z wieloma komplikacjami. Ale na swój sposób było to też fascynujące. Największy problem, jaki musieliśmy rozwiązać na starcie, wynikał z założenia, że cały produkt będzie powstawał w Polsce. Mówiono nam, że to jest niemożliwe, a jednak dopięliśmy swego.

 

Ada: Istotnym określeniem dla naszej drogi będzie nieustępliwość. Stworzenie produktu takim, jakim go widzieliśmy, wymagało wiele cierpliwości i zawziętości.

 

Paweł: Obecnie naszym największym wyzwaniem jest pozyskanie finansowania - inwestora, który pozwoli nam się szybciej rozwijać i skalować. Pomysłów na pewno nam nie brakuje.

 

Dostaliście się do finału II edycji Programu Grantowego ING. Jak wspominacie udział w tym wydarzeniu?

 

Ada: Zgłosiłam nas do udziału w organizowanym przez ING konkursie, a potem w natłoku obowiązków trochę wypadło mi to z głowy. Wyszła więc z tego dość zabawna sytuacja. Pierwszego listopada wracaliśmy pociągiem do domu, sprawdzam sobie maile, a tu czeka wiadomość, że jesteśmy w finale Programu Grantowego ING. Totalne zaskoczenie! Po pierwszym napływie radości pojawił się mały stres: jak się przygotować, co powiedzieć, jak to wszystko sobie poukładać. To było pierwsze tego typu wydarzenie, w jakim braliśmy udział, i nie będę ukrywała, że trochę się denerwowaliśmy…

 

Paweł: Teraz na pewno poszłoby nam lepiej, bo raczej przyzwyczailiśmy się już do formy publicznych wystąpień. Chociaż nie wygraliśmy żadnej nagrody, wspominamy event bardzo pozytywnie. Było miło i profesjonalnie.

 

Ada: Super sprawą była możliwość poznania twórców innych startupów. Z kilkoma firmami udało nam się wręcz nawiązać współpracę i robimy razem ciekawe rzeczy.

 

Co doradzilibyście startupom i młodym naukowcom, którzy mają jakiś eko-pomysł na biznes?

 

Paweł: Ogromnie ważne jest to, aby Wasz pomysł rozwiązywał jakiś realny problem, a rozwiązanie było możliwie do skomercjalizowania. Jesteśmy w kontakcie z wieloma markami i bardzo często wybrzmiewa sprawa tego, że nie do końca wiadomo, na jakie wyzwanie odpowiada ich produkt lub usługa.

 

Ada: Nie bójcie się pukać do wielu drzwi. Szukajcie swoich szans i nie zrażajcie się niepowodzeniami. Nie traćcie wiary, jeśli druga, trzecia czy czwarta osoba powiedzą Wam, że coś nie ma sensu. Jest mnóstwo przykładów na to, że pozornie wyglądające na oderwane od rzeczywistości inicjatywy znakomicie się przyjmują.

 

Jak, Waszym zdaniem, wygląda obecnie relacja między biznesem a ekologią?

 

Paweł: Patrzymy z wielkimi optymizmem w stronę europejskich regulacji ESG. Opieramy na tym część naszej strategii, bo wielu firmom jesteśmy w stanie pomóc w redukcji śladu węglowego i w innych zakresach. Odgórne założenia są potrzebne, gdyż zmiany muszą przyspieszyć. Dobrze, że to się dzieje. Liczę, że duży biznes będzie spoglądał życzliwszym okiem w stronę proekologicznych startupów, których - w przeróżnych branżach - jest naprawdę w Polsce mnóstwo.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Ada i Paweł: Bardzo dziękujemy.