Większość z nas ma mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, które z jednej strony zagracają nasze mieszkania, a z drugiej ogołacają portfele. Chyba każdemu zdarza się nabyć coś pod wpływem chwilowego, nagłego impulsu. Szacuje się, że nawet 80 proc. zakupów w niektórych kategoriach produktowych i od 30 proc. do 50 proc. wszystkich zakupów w supermarketach to właśnie zakupy impulsywne. Oczywiście część takich zakupów może okazać się udana, jednak bardzo często ich po prostu żałujemy. Jak walczyć z naszymi zachciankami i niepohamowaną chęcią zakupu kolejnej rzeczy?
Klasyczna sytuacja: po stresującej scysji z współpracownikiem kobieta idzie do sklepu i kupuje sobie na poprawę nastroju drogą sukienkę. Po jakimś czasie okaże się, że jest ona nie tylko zupełnie nie w jej stylu, ale i wyjątkowo niewygodna. Jeśli po awanturze, doznaniu przykrości albo innej nieprzyjemnej sytuacji skierujemy nasze kroki do sklepu, istnieją niewielkie szanse, że opuścimy go bez nowego nabytku. Podejmowane w takich okolicznościach decyzje są na ogół nieprzemyślane, a w konsekwencji nietrafione. Zanim spontanicznie włożymy coś do koszyka warto zadać sobie pytanie, czy taka chęć nie wynika w głównej mierze z potrzeby ukojenia zszarganych nerwów albo zrekompensowania sobie doznanej krzywdy.
Oczywiście nie ma nic złego w kupieniu sobie czegoś na poprawę nastroju – do momentu, kiedy jesteśmy w stanie to kontrolować i dokonać racjonalnego wyboru. Dużo gorzej, jeśli wycieczka do sklepu (czy to zwykłego, czy internetowego) to nasz główny albo i jedyny sposób na polepszenie samopoczucia. Warto wówczas włożyć wysiłek w odnalezienie innych „nastrojoumilaczy”, jak rozmowa, jogging, zabawa albo obejrzenie ulubionego serialu. Zyskać na tym ma szansę nie tylko saldo naszego konta, ale i życie towarzyskie czy kondycja fizyczna.
Do sklepu często chodzimy także w szampańskim nastroju, wynikającym z jakiegoś pozytywnego zdarzenia, jak np. otrzymanie awansu lub zdanie trudnego egzaminu. Przekonanie, że za każdy sukces należy się nam nagroda, wynika na ogół z wychowania w systemie kar i nagród rzeczowych. Jeśli rodzice lubili wręczać dziecku podarunki za dobre świadectwo, a za słabe oceny obcinali mu kieszonkowe, prawdopodobnie nieświadomie wykształcili w potomku podobny mechanizm myślenia. Prowadzi on do przekonania, że pozytywne emocje (uznanie, akceptacja, miłość) wiążą się nieodłącznie z obdarowywaniem. Bez niego dana osoba czuje się niedoceniona i niezauważona. Odpowiedzią na taki sposób myślenia jest właśnie potrzeba robienia prezentów samemu sobie. Nie ma nic złego w nagrodzeniu się za ciężką pracę, jednak problem pojawia się, kiedy sprawę załatwia jedynie coś materialnego i drogiego.
Osoby z podobnym nastawieniem mogą je zmienić, jeśli nauczą się doceniać rzeczy niedostępne w sklepie za pieniądze. Nagrodą może być krótki wyjazd, spontaniczne spotkanie ze znajomymi, dzień wolny i popołudnie z lekturą czy ulubiony posiłek. Takie przewartościowanie powinno mocno ograniczyć chęć kupowania bez uszczerbku dla samopoczucia i zadowolenia z życia.
Łatwo poddać się iluzji, że dokonanie zakupu jakiejś rzeczy pozwoli zwiększyć naszą siłę woli w dotrzymywaniu poczynionych postanowień. Mechanizm jest prosty - wydaję na coś dużo pieniędzy, czynię odczuwalny wydatek, więc będzie mnie on zmuszał do korzystania z kupionej rzeczy. Poczuciem winy z wydatku, na który niekoniecznie mnie stać, przymuszę się do wykonywania jakiejś czynności. Drogie, piękne buty do biegania mogą jednak łatwo wylądować w pawlaczu, bo okaże się, że ten rodzaj ruchu zupełnie nam nie odpowiada. Co więcej, taki przedmiot może, zamiast motywacją, stać się wyrzutem sumienia, tak że ukrycie go i zepchnięcie w niepamięć będzie poszukiwaną ulgą. Dużo rozsądniej byłoby najpierw spróbować się w daną rzecz wkręcić przy minimum nakładów, a potem dopiero inwestować pieniądze w sprzęt. Próbując nowego sportu, pożyczmy sprzęt od znajomych bądź kupmy tani używany. Na problemy z motywacją są zupełnie inne, darmowe sposoby, jak dobry kompan albo śledzenie w Internecie jednego z tysięcy inspirujących blogów.
W życiu nie chodzi o to, by sobie wszystkiego odmawiać. Każda skrajność jest niedobra i pieniądze zarabia się w końcu po to, żeby prędzej czy później je wydać. W końcu wielu z nas podpisze się pod słowami Marylin Monroe: „Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy”. Trudno jednak o poczucie szczęśliwości, gdy dom tonie w niepotrzebnych rzeczach, a portfel świeci pustkami. Mądra decyzja zakupowa jest kwestią sztuki umiaru oraz osiągania harmonii w życiu, do których warto dążyć niezależnie od wielkości dochodu.
Podsumowanie:
Fot. Fotolia
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.