Sprawa na pierwszy rzut oka wydaje się trudna, bo narciarstwo niestety nie należy do najtańszych sportów. Ale dla chcącego nic trudnego. I w tej materii można znacząco ograniczyć koszty. Zaczniemy od tych, których uniknąć najtrudniej.
Bardzo często stanowią największy koszt podczas całego wyjazdu na narty. Na polskich stokach to zazwyczaj kwoty w okolicach 40-60 zł za cztery godziny jazdy, czy 250-400 zł za pięć dni na karnecie wielodniowym. W Alpach za 5-cio dniowy skipass musimy zapłacić od 150 do 250 euro. Na szczęście od każdej reguły są wyjątki i podobnie jak w każdej innej dziedzinie życia tak i tutaj przy odrobinie elastyczności możemy kupić karnet w zdecydowanie niższej cenie. Kwestia pierwsza – w szczycie sezonu, czyli w okresie świąteczno-noworocznym oraz od lutego do połowy marca, nie ma co liczyć na obniżki. Wtedy i tak stoki są pełne narciarzy i dodatkowa reklama nie jest im potrzebna. Warto wybrać, więc terminy z początku lub końca sezonu.
Szczególnie popularną opcją w tym czasie jest alpejskie „Free Ski”. W wielu regionach narciarskich możemy wykupić opcje pobytu w hotelu czy apartamencie, do której otrzymamy skipass na tygodniową jazdę gratis. Ma to przyciągnąć turystów na stoki poza sezonem i zapewnić ruch w interesie właścicielom stoków i hotelarzom, którzy oczywiście dzielą się zyskami z tytułu Free Ski. Tygodniowe pobyty w trzygwiazdowym hotelu z wyżywieniem i skipassem Free Ski zaczynają się nawet od 1600 zł. Takie oferty możemy znaleźć w wielu biurach podróży.
W Polsce system skipassów dopiero powstaje. Stacje narciarskie łączą się w większe ośrodki i proponują narciarzom karnety umożliwiające jazdę na wielu stokach w tej samej cenie. , które w opcjach wielodniowych są znacznie tańsze niż te kupowane na jeden dzień. Oferty takie możemy znaleźć m.in. w serwisie e-skipass.pl.
Ze sprzętem narciarskim najwygodniej zawsze będzie pojechać samochodem. Co jednak kiedy chcemy jechać tylko we dwoje lub nie mamy samochodu? Wtedy warto przyjrzeć się portalom typu blablacar.pl, które zrzeszają kierowców i pasażerów w celu dzielenia się kosztami podróży. W tego typu serwisach można znaleźć sporo ofert przejazdów typowo na narty, zarówno w Polsce jak i za granicę, więc jako pasażer mamy możliwość zabrania całego sprzętu i dojazdu za niewielkie pieniądze, a jako kierowca podzielenia się kosztami z resztą pasażerów.
Warto też rozważyć podróż samolotem, szczególnie jeżeli chcemy poszusować za granicą. Przykładowo do Bergamo koło Mediolanu tanimi liniami możemy dotrzeć nawet za 100 – 200 zł w dwie strony, a stamtąd już „rzut beretem” do włoskich Alp. Najlepsze ceny takich lotów możemy znaleźć od jednego do dwóch miesięcy przed podróżą. W takim przypadku zabranie sprzętu narciarskiego będzie droższe i mało wygodne, ale można go zawsze wypożyczyć na miejscu, nie martwiąc się jego transportem. Z lotniska do ośrodków narciarskich można dotrzeć koleją, wypożyczonym samochodem, a nawet specjalnymi autobusami bezpośrednimi (np. z lotniska w Bergamo do Livigno).
Tą kwestią musimy się martwić jeżeli wybierzemy się na narty na własną rękę. O ile w kurortach przy stokach jako indywidualni klienci raczej nie wytargujemy cen niższych niż touroperatorzy, o tyle w pobliskich miejscowościach możemy znaleźć nocleg znacznie taniej, szczególnie w mniejszych pensjonatach i po sezonie. Warto przed wyjazdem poszukać informacji na ten temat w Internecie, np. na stronach typu wimdu.pl, airbnb.com, gdzie osoby prywatne oferują wynajem pokoi w swoich własnych domach. Bardzo często zdarza się też, że na miejscu, szczególnie poza pełnią sezonu, udaje się znaleźć tańszy nocleg u tych, którzy w reklamę w sieci nie inwestują. Dla osób, które nie muszą mieć wysokich standardów atrakcyjną opcją są schroniska górskie, w których ceny wahają się w okolicach 20-35 zł za noc bez zniżek.
Oczywiście istnieje cała masa promocji (np. na groupon.pl), ofert specjalnych, czy wyjazdów dla uczniów i studentów, które zazwyczaj cenowo są nie do pobicia w żaden inny sposób i warto z takich możliwości korzystać. Przykładowo kilka lat temu byłem na pięciodniowym wyjeździe narciarskich do Wierchomli organizowanym przez Akademicki Klub Turystyczny „Rozdroże”. Spaliśmy w Bacówce nad Wierchomlą, a na miejsce dotarliśmy pociągiem i busem. Nie licząc wyżywienia i karnetów kosztował mnie on… 35 zł (z dofinansowaniem uczelni, bez wyszłoby około 80 zł). I chociaż warunki były spartańskie, a do stoku trzeba było ze schroniska kawałek zjechać (w drugą stronę podejść) to wyjeździłem się tam do upadłego, zamykając się za całość w kwocie 300 zł.
Jak widać poświęcając trochę czasu na wyszukanie informacji, jesteśmy w stanie zorganizować wyjazd na narty za dużo mniejsze pieniądze niż początkowo wydaje się to możliwe. Wystarczy trochę samozaparcia i pozytywnego nastawienia, a zimowy urlop stanie się wielką i nierujnującą naszego budżetu przyjemnością.
Więcej o tanim podróżowaniu możecie przeczytać na www.paragonzpodrozy.pl
Źródło zdjęcia: iStockphoto.com
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.