Chcę się tylko wygadać, bo już mnie krew zalewa. Wniosek hipoteczny leży u Was od 2 miesięcy (licznik dalej biegnie) i cisza jak makiem zasiał. Mój doradcą – fajny gość, ale chyba porusza się wolniej niż ślimak po tranie. Tłumaczy, że „gośc w banku go nie lubi” i dlatego wszystko stoi. Serio, to ma być powód? 😅
Dodatkowo uwaga do działu ryzyka: działka, na której chcemy budować, darowizna od rodziców, kiedyś była jednym kawałkiem. Potem podzielono ją na dwa maniejsza + reszta. Nasz doradcą wrócił z info, że ING nie podoba się, bo „ta większa część jest za duża”. Przepraszam, co? Bo nie mieszczę się w metrażu, to mam nie dostać kasy? 🤯
My chcemy budować na tej mniejszej, bo starczy jak nalazło. Ale bank kręci nosem, bo... posiadamy też tę drugą, większą część. Serio, ING uważa, że skoro mamy dodatkową działkę obok, to już jest problem. Jakbyśmy mieli ją zjeść albo zabrać na wakacje. 🤷♂️
Doradca tłumaczy: „Oni nie lubią, jak ktoś ma za dużo ziemi, bo niby ryzyko rośnie”. Jakiego ryzyka? Że nagle zbudujemy drugi dom z kart na tej dużej? Czy że uciekniemy z kredytem w ziemię? 😂
Budujemy na małej – reszta stoi pusta, nie sprzedamy jej, bo to rodzinna ziemia. Czy ktoś ogarnia, dlaczego posiadanie dodatkowej działki obok jest grzechem w oczach banku? Bo ja już nie kumam.
Czy ktoś miał coś podobnego? Jak długo u Was czekaliście? Bo ja już nawet projekt domu dwa razy zmieniłem, a tu nadze mną tylko muchy latają.
Dajcie znać, póki jeszcze nie osiwiałem całkiem.