Weterynarze czy drukarze? Rozmowa z Mateuszem Pawlikiem, dyrektorem biznesowym CABIOMEDE

Całkiem niedawno w jednym z naszych radiowych spotów, gdzie promowaliśmy innowacyjność, kreatywność i społeczne zaangażowanie w biznesie, opowiadaliśmy o wykorzystywaniu druku 3D w weterynarii. A wiecie, że w Polsce działa już kilka firm, które z powodzeniem stosują tę nowoczesną technologię? Warto robić swoje i mamy tego kolejne przykłady. O tym, w jaki sposób drukowanie przestrzenne ułatwia pracę lekarzom weterynarii oraz o przywracaniu radości życia czworonogom i ich właścicielom, a także prowadzeniu start-upu technologicznego, rozmawiamy z Mateuszem Pawlikiem z CABIOMEDE!

 

Implanty na miarę, modele anatomiczne, ortezy i wiele, wiele więcej… Opowiedz nam, jakie możliwości wnosi do weterynarii druk 3D i czy jest coś, czego CABIOMEDE nie byłoby w stanie wydrukować?

 

Chcemy się skupiać przede wszystkim na modelach służących do planowania zabiegów chirurgicznych, prowadnicach chirurgicznych i implantach. To są te elementy, które są najbardziej istotne w których technologia 3D daje największe możliwości. W weterynarii jest to szczególnie ważne i złożone zagadnienie, bo mamy do czynienia z bardzo szerokim spektrum pacjentów. Warto sobie uzmysłowić, że np. York miniaturowy, waży około 2 kilogramów, a psy ras olbrzymich ważą niejednokrotnie nawet około 100 kilogramów. Mamy więc do czynienia z pięćdziesięciokrotną rozpiętością rozmiarową. U ludzi, jeśli mówimy o dorosłych, zasadniczo z czymś takim się nie spotykamy. Bo najlżejszy dorosły waży powiedzmy około 40 kilogramów, a najcięższy zakwalifikowany do operacji ortopedycznej pacjent - jakieś 120 kilogramów. Zatem rozpiętość rozmiarowa to tylko trzykrotność. Kolejna rzecz to mnogość gatunków, z którymi się spotykamy. Już same rasy psów są od siebie bardzo odmienne, a w obrębie tej samej rasy zwierzaki też potrafią bardzo się od siebie różnic. Stawia to przed nami dużo większe wyzwania niż w klasycznej - ludzkiej - medycynie. Indywidualne implanty, modele do planowania zabiegów i prowadnice chirurgiczne z pewnością dają największe pole do popisu. Ale zajmujemy się też dużo prostszymi projektami, jak np. modele wykorzystywane na warsztatach chirurgicznych. Modele umożliwiające lekarzom naukę technik operacyjnych i przeprowadzania danego zabiegu. W swojej bazie danych posiadamy modele wykonane na podstawie tomografii komputerowej, które pozwalają uczyć się na przypadkach rzeczywistych. Dzięki temu np. kilkunastu lekarzy może pracować nad tym samym przypadkiem bardzo skomplikowanego złamania. Nie jest to możliwe, gdy warsztaty prowadzone są na zwłokach zwierząt lub prawidłowych kościach. W tej chwili mamy w bazie ponad 400 modeli, które pozwalają lekarzom kształcić się w leczeniu chirurgicznym zarówno psów, jak i kotów, a nawet niektórych zwierząt egzotycznych.

 

Masz pomysł na swój własny biznes? Załóż firmę z ING

 

Jak wygląda proces powstawania takich produktów? Złóżmy, że mój pies nabawił się poważnej kontuzji łapy? Co powinienem zrobić, do kogo się zgłosić, aby - dzięki Waszym rozwiązaniom - znów mógł biegać?

 

O zastosowaniu danej metody leczenie musi zadecydować lekarz. Nie ma możliwości, aby właściciel zwierzęcia, znalazłszy o nas informacje np. w internecie, stwierdził, że jego pupilowi potrzebny jest implant, napisał do nas i my taki implant opracujemy. Nie, to lekarz decyduje, czy taka lub inna metoda leczenia jest potrzebna. Jeżeli właściciel słyszał o nas, ale lekarz opiekujący się danym zwierzakiem jeszcze nie wie, że są w naszym kraju dostępne takie możliwości, wystarczy go o tym poinformować i skontaktować z nami. Wtedy zaczynamy bezpośrednią pracę z lekarzem. Jeżeli lekarz prowadzący zwierzaka nie czuje się na siłach, aby podjąć się takiego leczenia, mamy całą siatkę lekarzy, z którymi współpracujemy. I zawsze możemy klientów z nimi skontaktować i umożliwić współpracę. Są to najlepsi specjaliści od ortopedii weterynaryjnej w Polsce. Proces zaczyna się od określenia tego, co jest dokładnie potrzebne. Czy będzie to po prostu zabieg korekcyjny? Czy istnieje potrzeba wykonania indywidualnego implantu? Następnie pacjent kierowany jest na tomografię komputerową lub też lekarz wykonuje ją u siebie, bo coraz więcej gabinetów weterynaryjnych w Polsce posiada już u siebie tomograf. Obrazy z tomografu przesyłane są do nas i na ich podstawie tworzymy trójwymiarowy model obszaru, który wymaga leczenia. Głównie w obrębie tkanki kostnej, układu ruchu, ale zdarzają się też rzadkie przypadki tkanek miękkich. Przedstawiamy lekarzowi ten model wraz z naszymi sugestiami, którą z dostępnych metod można zastosować - jakie są zalety i wady każdej z nich. Lekarz podejmuje decyzję. Następnie przygotowujemy trójwymiarowy model prototypu. Na razie jeszcze wszystko jest w wersji komputerowej. Gdy prototyp zostanie zweryfikowany wspólnie z lekarzem, drukujemy pierwsze przymiary: prototypy na klasycznych drukarkach 3D, drukujących z polimerów technicznych, typu poliaktyd, polietylen, poliamid i tak dalej. Po zakceptowaniu planu leczenia możemy przystąpić do wykonania wydruku implantu lub prowadnic chirurgicznych. Wszystkie materiały, z których drukujemy, mogłyby być wykorzystywane również w chirurgii ludzkiej. Są ta materiały certyfikowane na użytek medyczny - wymagania dotyczące czystości i jakości produktu oraz procesu są takie same dla człowieka i zwierzaka. W przypadku prowadnic chirurgicznych stosujemy polimery typu nylon, żywice światłoutwardzalne, ewentualnie tworzywa sztuczne nadające się do późniejszej sterylizacji w autoklawie. Jeśli chodzi o implanty, jest to uzależnione od obszaru, który wymaga leczenia. Mogą to być polimery, które nie ulegają wchłanianiu i zastępują ubytki kości, np czaszki czy kości dotkniętych zmianami nowotworowymi. Ale mamy też możliwość wykonania implantów metalowych, z tytanu lub stopów kobaltu. W przypadku implantów wymagane są bardzo zaawansowane technologie. Np. spiekanie laserowe czy przetapianie laserowe proszków nylonowych, polimerowych lub metalowych. Jeśli zaistnieje taka potrzeba, produkt poddawany jest jeszcze frezowaniu, obróbce wykańczającej. Do lekarza trafia w postaci sterylnej, wraz z planem, jak z technicznego punktu widzenia powinien wyglądać sam zabieg. Opisujemy prowadnice, modele, implanty. Zawsze drukujemy też daną anatomię, więc lekarz ma możliwość najpierw pociąć model wykonany z polimeru technicznego, dopasować wszystkie implanty, sprawdzić, jak to będzie działało, i dopiero przystąpić do właściwej operacji pacjenta.

 

Nakład pracy jest ogromny. Ile czasu zajmuje przygotowanie gotowego implantu?

 

Na podstawie mojego opisu można odnieść wrażenie, że trwa to nawet pół roku. W praktyce modele przedoperacyjne, które lekarz wykorzystuje do zaplanowania zabiegu, powstają średnio w ciągu jednego dnia. Jeśli lekarz przesyła nam tomograf w poniedziałek, to gotowy model wysyłamy we wtorek, najpóźniej w środę. W zależności też od tego, jak duży jest to pacjent. Mniejsze elementy dla kota wykonuje się znacznie szybciej niż np. dla doga niemieckiego. Prowadnice chirurgiczne  są zwykle gotowe w 2-3 dni. A implanty nie powstają dużej niż przez 10 dni.

 

W swojej pracy łączycie projektowanie inżynierskie, analizy numeryczne, technologię szybkiego projektowania. Ile osób po Waszej stronie pracuje przy jednym projekcie?

 

Jesteśmy małą firmą. Jest nas w sumie piątka. Do całego procesu każdy przykłada jakąś cegiełkę, ale każdy też ma swoją główną rolę. Mamy inżyniera odpowiedzialnego za obórkę obrazów medycznych i wykonywanie modeli trójwymiarowych. Mamy osobę zajmującą się obórką danego modelu w taki sposób, żeby możliwe było rozpoczęcie projektowania danego implantu, i osobę zajmującą się typowo projektowaniem implantów i kontaktem z lekarzem. Mamy także inżyniera odpowiedzialnego za druk i jego późniejszą obórkę oraz osobę, która jest takim naszym technikiem potrzebnym na każdym etapie i bardzo ułatwia nam pracę.

 

 

CABIOMEDE działa od 2016 roku. Jak to się wszystko zaczęło? Czy wyszliście od weterynarii, czy druku 3D?

 

Geneza naszej firmy zawarta jest w nazwie CABIOMEDE. Jest to skrót od Computer Aided Biomedic and Engineering, czyli inżynieria medyczna wspomagana komputerowo. Start firmy to końcówka roku 2016, początek 2017. Ale faktyczną działalność operacyjną i ulokowanie w Kieleckim Parku Technologicznym to już koniec 2017. A skąd pomysł na firmę? Założyciele firmy są absolwentami inżynierii medycznej, więc profil naszej działalności jest zgodny z tym, jaki kierunek studiów kończyliśmy i w czym się specjalizujemy. Po drodze pojawiły się osoby wyspecjalizowane w innych dziedzinach, jak inżyniera produkcji, mechanika i budowa maszyn, oprogramowanie. Postanowiliśmy, że skoro rynek inżynierii medycznej nie jest w Polsce specjalnie przepastny, to miejsca pracy w pewnym sensie stworzymy sobie sami.

 

A jak duże jest zapotrzebowanie na tego typu usługi i produkty? Przy czym bardziej chodzi mi tutaj o samą świadomość, że taka kosmiczna technologia weterynaryjna jest w ogóle dostępna, a do tego jeszcze tworzy się ją w Polsce i przez rodzimy start-up.

 

W ciągu ostatnich kilkunastu lat weterynaria w Polsce bardzo się rozwinęła. Prężnie doganiamy poziom krajów zachodnich, a w niektórych przypadkach wręcz liderujemy. Nawet w PRL-u, kiedy radzono sobie z niedostępnością wielu potrzebnych środków i instrumentarium, polska ortopedia weterynaryjna stała na dość wysokim poziomie. Rośnie świadomość i wśród lekarzy, i wśród właścicieli zwierząt. Ludzie mają coraz więcej pieniędzy na leczenie swoich pupili. Ale chyba jeszcze ważniejsze jest to, że każdy zwierzak po pewnym czasie zaczyna być traktowany jak członek rodziny, a nie po prostu zwierzę. I stąd gotowość do opłacania nawet kosztownych zabiegów. Bo pamiętajmy, że weterynaria nie ma swojego NFZ - system ubezpieczeń weterynaryjnych nie jest jeszcze u nas zbyt popularny. Wszystko idzie jednak w dobrą stronę i zabiegów z wykorzystaniem zaawansowanej technologii przeprowadza się coraz więcej. Z drugiej strony to prawda, że niektórzy szukają firm takich jak nasza poza granicami Polski, nie przypuszczając nawet, że i u nas może „coś takiego” działać, a tym bardziej w Kielcach. Bywamy nazywani „Kielecką NASA”. Staramy się upowszechniać wiedzę o nowych rozwiązaniach w weterynarii: uczestniczymy w warsztatach weterynaryjnych, publikujemy sporo informacji na naszym Facebooku i w innych kanałach. Pracujemy też nad autorskimi rozwiązaniami w tematyce implantów weterynaryjnych.

 

Czy z Waszych rozwiązań mogą korzystać również inne branże medyczne?

 

Nasze działania w to w zdecydowanej większości medycyna i inżynieria weterynaryjna. Odrębnym działem firmy jest CABIOMEDE Sport, zorientowany na inżynierię sportową - np. indywidualne ochraniacze piszczeli dla całej drużyny, czy maski dla sportowców wykonywane w technologii druku 3D na podstawie skanów twarzy. Nasze maski „grały” już w Ekstraklasie i I Lidze. A fiński zawodnik wystąpił w meczu reprezentacyjnym eliminacji Euro 2020 w naszym ochraniaczu dłoni po złamaniu dwóch palców. Nasz dział sportowy jest jednak dużo mniejszy. W momencie, kiedy byliśmy gotowi na obwieszczenie światu, że działamy w tym kierunku i można u nas robić takie rzeczy, przyszła pandemia, która właściwie całkowicie sport wyłączyła.

 

Jak wspomniałeś, CABIOMEDE działa w obrębie Kieleckiego Parku Technologicznego. Jakie jest znacznie takich specjalnych stref dla rozwoju innowacyjnych start-upów technologicznych?

 

Zacznę może od tego, że nikt z nas nie jest z Kielc. To trochę jako następstwo projektu, z którego wzięła się sama nasza firma. Na samym początku CABIOMEDE uzyskało dotację z programu na rozwój startupów we wschodniej Polsce – programu, którego operatorem był właśnie Kielecki Park Technologiczny. Mieszkaliśmy w różnych częściach Polski. Po studiach złożyliśmy aplikację do projektu, i tak narodziła się firma finalnie ulokowana w tym miejscu. Kielecki Park Technologiczny umożliwia nam wynajem powierzchni biurowo-laboratoryjnej i parku maszynowego, którym obecnie dysponujemy. Jesteśmy też operatorem tutejszego centrum druku 3D. W ten sposób mamy dostęp do wysokiej jakości drogich maszyn. Ich właścicielem nadal jest Park, a my mamy je pod swoją opieką na wyłączność. Dla małej, młodej firmy zakup maszyny za kilka milionów złotych, niewykorzystującej 100% jej możliwości, będzie wydatkiem, który może się nigdy nie zwrócić. Kooperacja, kiedy to Park jest właścicielem maszyny i szuka kogoś, kto będzie ją w ciekawy sposób wykorzystywał, jest korzystna dla wszystkich. Ponadto całe otoczenie biznesowe: projekty i inicjatywy, które dzieją się wokół nas, bardzo ułatwia funkcjonowanie.

 

 

Na zakończenie poproszę Cię o podzielenie się z nami jakąś historią czworonożnego pacjenta, która najmocniej utkwiła Ci w pamięci?

 

Z pewnością najmocniej zapadają nam w pamięci historie związane z indywidualnymi implantami, które umożliwiają zwierzakom normalne funkcjonowanie - ratują je prze amputacją kończyny, a czasami wręcz uśpieniem. Jeden z naszych najciekawszych pacjentów był jednocześnie najodleglejszy. Oryginalnie mieszka na północy Szwecji, za kołem podbiegunowym. Do tamtej pory nie wysyłaliśmy paczki dalej - kurier lotniczy, skomplikowana sprawa. To był pies pomagający leśnikom. Pewnego razu wrócił z lasu z ogromną dziurą w głowie. Możliwe, że zaatakowało go jakieś inne zwierzę lub został postrzelony. Pochodzenia urazu nie poznaliśmy. Brakowało mu fragmentu czaszki, z czego w ogóle nie zdawał sobie sprawy, ale ryzyko było ogromne. Bez zabezpieczenia tego otworu, przy kolejnej wizycie w lesie, chociażby nadzianiu się na gałązkę, mogło to się skończyć źle. Wykonaliśmy dla niego indywidualny model czaszki, który pomógł lekarzowi zaplanować zabieg, prowadnicę chirurgiczną do wyrównania krawędzi odłamów kostnych i polimerowy implant działający w formie „klapki”, dzięki któremu można było zasklepić czaszkę. Organizm zaakceptował implant i piesek dalej cieszy się życiem.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Również dziękuję.