Jako Polacy mamy wiele powodów do dumy. Każdy, kto miał okazję chwalić się sławnymi rodakami poza granicami kraju zna to uczucie. To duma z osiągnięć Marii Curie-Skłodowskiej czy radość z tego, że każdy meloman wymienia nazwisko Szopena jednym tchem obok Bacha czy Beethovena. Nasi rodacy świetnie radzili sobie za granicami kraju, a w swoich nowych ojczyznach dokonywali wielkich rzeczy. Przykłady można mnożyć, ale może zacznijmy od tych rzadziej przytaczanych. Oto trójka naszych rodaków, która potwierdza, że Polak potrafi!
Józef Teodor Konrad Korzeniowski herbu Nałęcz, lub jak powiedziano by w Anglii z nieukrywaną dumą - Joseph Conrad! Wielki dziewiętnastowieczny pisarz urodził się na terenie dzisiejszej Ukrainy, a jego ojciec był polskim działaczem niepodległościowym. W młodym Józefie szybko dała o sobie znać gorąca krew i żądza przygód. Już jako 17 latek zaciągnął się więc na pokład francuskiego statku, na pokładzie którego zwiedzał Amerykę Południową oraz Karaiby. Marynarzem był przez większą część życia.
Najpierw jako szeregowy żeglarz, później jako wysokiej klasy specjalista, odwiedził wiele egzotycznych miejsc. Jego obserwacje na temat kolonializmu i życia mieszkańców Afryki stały się kanwą najważniejszych dzieł Conrada. Najsłynniejsze z nich - “Jądro ciemności” - do dziś fascynuje i inspiruje twórców, także w innych dziedzinach sztuki. Wiele z jego książek zostało zekranizowanych, a filmy stały się prawdziwymi hitami. Najsłynniejszym obrazem kinowym, luźno opartym o wspomnianą powieść, jest z pewnością „Czas Apokalipsy”. Dzieło kultowe, nie tylko w Stanach Zjednoczonych.
Conrad zyskał należytą mu sławę pisarską pod koniec swojego pełnego dalekich podróży życia. Doceniany jest za kunszt pisarski, choć tworzył w języku dla siebie obcym, czyli po angielsku. Znany był nawet z tego, że posiadał bardzo wyraźny i łatwo rozpoznawalny polski akcent. Mimo tego, traktowany jest na równi z innymi angielskimi twórcami.
Metro-Goldwyn-Mayer to legendarna marka w Hollywood. To wytwórnia filmowa, która wykreowała dziesiątki gwiazd światowego formatu i jeszcze więcej świetnych filmów. Dzięki tej firmie możesz dziś oglądać klasyczne filmy z Elvisem Presleyem, Flipem i Flapem, Gretą Garbo, a także kreskówki z Tomem i Jerrym. Jednym z założycieli spółki MGM (Metro-Goldwyn-Mayer) był Polak z pochodzenia, Samuel Goldwyn, urodzony jako Szmul Gelbfisz. Jego życie to gotowy scenariusz na film pod tytułem “Od zera do milionera”.
Samuel urodził się w 1879 roku w Warszawie, ale w 1895 wyruszył do Stanów Zjednoczonych - już wtedy krainy wielkich możliwości. Powiedzieć, że Samuel spełnił tam swój amerykański sen, to nie powiedzieć nic! Jako młody chłopak imał się wszystkich możliwych zawodów: sprzedawał artykuły kowalskie, rękawiczki i biżuterię. Krótko mówiąc: młody Sam robił wszystko, by przetrwać w nowym świecie.
Na szczęście, do naszego rodaka w końcu uśmiechnęło się szczęście. W 1913 roku założył ze wspólnikami pierwsze przedsiębiorstwo, które zajęło się tworzeniem filmów. Wkrótce poróżnił się z nimi (co ciekawe, jego niedoszli partnerzy założyli inną znaną firmę zajmującą się produkcją kinową - Paramount) i odszedł, by stworzyć coś własnego. W 1924, po zawiązaniu spółki i fuzji z firmą Metro Pictures Corporation, powstało legendarne Metro-Goldwyn-Mayer. Wytwórnia przez lata była synonimem sukcesu w kinie i wypromowała liczne grono gwiazd światowego formatu. Istnieje zresztą do dziś, chociaż nie uniknęła problemów finansowych i organizacyjnych.
Samuel Goldwyn był kimś, na kogo w Stanach mówi się “self-made man” - sam wykreował swoją postać i był ojcem własnego sukcesu. Mimo wielu lat spędzonych w Hollywood, nigdy nie opanował języka angielskiego perfekcyjnie. Jego powiedzonka znane są dziś jako “goldwynizmy” - jeden z nich doskonale obrazuje jego pasję do kina i rozrywki. Otóż Samuel Goldwyn miał kiedyś powiedzieć: “Nie zależy mi, by moje filmy zarobiły choćby centa, jeśli tylko wszyscy będą na nie chodzili.“ Na pewno ucieszyłby się, gdyby wiedział, że filmy i postacie stworzone w jego wytwórni wciąż są znane, także w jego pierwszej ojczyźnie!
Amiga, Atari, Commodore - te kultowe już dziś marki najwięcej zawdzięczają jednej osobie. Był nią Jacek Tramiel (lub Trzmiel), urodzony w Łodzi biznesmen. To właśnie on jest jednym z wizjonerów informatyzacji, dzięki którym komputery stały się naprawdę “osobiste” i trafiły pod strzechy, także polskich domów.
Zanim jednak Jacek stał się biznesmenem, życie dało mu w kość. Miał nieszczęście urodzić się w mało ciekawych czasach. Jako młody chłopiec przeżył piekło drugiej wojny światowej, trudno więc się dziwić, że w 1947 roku, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Tam pracował jako mechanik, służył też w amerykańskiej armii. Po powrocie “do cywila” założył swoje własne przedsiębiorstwo - Commodore Portable Typewriter. Specjalizował się w naprawianiu maszyn do pisania.
Jego firma zmieniała się wraz z rozwojem elektroniki. Produkowała elektroniczne maszyny do pisania, później kalkulatory, a ostatecznie - komputery. W połowie lat 70-tych, Jacek Tramiel był bliski kupna firmy … Apple! Jednak ówczesny jej właściciel, Steve Wozniak (posiadający podobno polskie korzenie, na co wskazuje swojsko brzmiące nazwisko), zażądał zbyt wysokiej ceny. Do transakcji nie doszło. Mimo tego Tramiel zbudował komputerowe imperium - najpierw z marką Commodore, a później tworząc także gry komputerowe z Atari. Dziś możemy sobie jedynie wyobrażać, jaka firma powstałaby z połączenia Commodore i Apple. Microsoft mógłby mieć kłopoty!
A Wy znacie jakieś inne przykłady wielkich przedsiębiorców lub twórców polskiego pochodzenia?
Fot. Fotolia
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.