Startup, który rzuca nowe światło na przyszłość miast

Wywiad z Wiktorem Krzeszewskim, założycielem mTap Smart City

 

Finansowy i środowiskowy koszt miejskiego oświetlenia ulicznego to w tej chwili niezwykle palący temat. W jaki sposób zmniejszyć rachunki za energię i zniwelować ślad węglowy w tym obszarze przy jednoczesnym zapewnieniu mieszkańcom odpowiedniego poziomu wygody i bezpieczeństwa? Z rozwiązaniem przychodzi polski startup mTap Smart City. Zapraszamy na rozmowę z CEO marki, Wiktorem Krzeszewskim.

 

Jaka jest Wasza definicja Smart City?

 

To jest bardzo dobre pytanie. Za każdy razem, kiedy je słyszę, zastanawiam się nad najlepszą odpowiedzią. „Smart City” tłumaczone dosłownie to po prostu „inteligentne miasto”. Ale co to właściwie oznacza? Dla mnie jest to miasto przede wszystkim niewidoczne dla mieszkańców, czyli tak „poukładane”, aby niezauważalnie dostosowywać się do ich potrzeb. Owszem, możemy definiować Smart City przez liczbę dostępnych usług, takich jak: wypożyczalnie hulajnóg, ławki z portami USB, stacje ładowanie samochodów elektrycznych i tak dalej. Tak, to wszystko jest potrzebne i stanowi dowód podążania za postępem technologicznym. Ale moim zdaniem idea inteligentnego miasta powinna być budowana wokół tego, że miasto w dyskretny sposób dostarcza wszystkie rzeczy, których mieszkańcy naprawdę potrzebują. Jednocześnie - i jest to w moim odczuciu ogromnie ważny aspekt Smart City - wszystkie te działania nie generują zbytecznych kosztów po stronie samorządów. Podam przykład oparty na naszym rozwiązaniu. Kiedyś, żeby zmienić godziny, w których lampa świeci, jeżdżono od latarni do latarni albo od skrzynki do skrzynki. Dzięki mTap nie trzeba tego robić - zmniejszamy koszt obsługi i związany z nią ślad węglowy. Jesteśmy skazani na miejskie systemy - musimy mieć oświetlenie, musimy mieć parkingi itp. Ale nie musimy już mieć sztabu ludzi, którzy będą się tym zajmować. Nie chodzi tu o redukcję zatrudnienia, bo ludzi od tych obowiązków i tak jest za mało. Rzecz sprowadza się do tego, aby mogli oni zarządzać miastem sprawniej, a swój cenny czas poświęcać innym zagadnieniom. Na to wszystko nakłada się jeszcze jeden istotny czynnik. Ludzie odpowiedzialni za miasto powinni móc podejmować decyzje w oparciu o przewidywalne dane. Podeprę się przykładem z naszej działalności. Usłyszeliśmy kiedyś od jednego urzędnika, że on tam sobie zwiększy natężenie, tutaj zmniejszy, i zobaczy, jakie przyniesie mu to oszczędności. No nie, to nie powinno tak wyglądać. Od tego są normy i twarde dane, na których trzeba bazować. Inteligentne miasto efektywnie wykorzystuje posiadane zasoby i stosuje je jako źródło podejmowanych decyzji.

 

Które miasta są aktualnie w Polsce najbardziej smart? Czy prym wiodą tu wielkie aglomeracje czy może mniejsze miejscowości?

 

Duże miasta mają dużo wyzwań. Dlatego często w kontekście Smart City tak chętnie mówi się o osiągnięciach mniejszych miejscowości - tam jest to prostsze, potrzeby mieszkańców są bardziej zauważalne, łatwiej jest wsłuchać się w ich głos. W Polsce jest dużo innowacyjnych miast, testujących fajne rozwiązania na małym obszarze. Jako liderów pozytywnych zmian zwykle wymienia się Warszawę, Wrocław i Gdańsk. Pod względem liczby wdrażanych rozwiązań na pewno metropolie te wiodą prym; środki na inwestycje są tam znaczne. Spośród dobrze pokazujących się miast warto wskazać także Kielce - zdobywające dużo nagród, stale szukające nowych sposobów na rozwiązywanie miejskich problemów. I tutaj warto podkreślić, że to wcale nie muszą być super inteligentne patenty. Często wystarczy dostrzeżenie tego, co jest dostępne w mieście i wykorzystanie tych elementów dla społecznego dobra. Smart City to nie tylko korzystanie z trendów o których miło się mówi i którymi można się pochwalić. Miasto nasycone innowacjami, ale nie eliminujące na przykład wykluczenia komunikacyjnego trudno byłoby mi nazwać inteligentnym.

 

A jak wygląda to na świecie? Z kogo warto brać przykład?

 

Biorąc pod uwagę sposób integracji wielu różnych elementów, szczególnie wyróżniają się amerykańskie miasta. Spośród miast europejskich warto przyglądać się stolicom - temu, jak patrzy się tam na życie mieszkańców i czerpie z tego feedback. Imponować może na przykład także Barcelona. Jako miasto z dużą liczbą zabytków stała przed naprawdę trudnym zadaniem, a jednak z wdrażaniem innowacji i dostosowywaniem do mieszkańców poradziła sobie znakomicie.

 

Jaki koszt - finansowy i środowiskowy - generuje konwencjonalny system oświetlenia ulicznego?

 

Zacznijmy od wyjaśnienia, czym jest konwencjonalny system sterowania oświetleniem. Pierwszym etapem szukania tutaj oszczędności jest zmiana ze starego typu lamp, sodowych, halogenowych i innych, na oświetlenie ledowe. Wdrożenia tego rodzaju zaczęły się już jakiś czas temu i w wielu miejscowościach nadal trwają. To jest podstawa, która daje bardzo dobry zwrot z inwestycji. Drugi etap to wprowadzenie systemu sterowania. Standardowe oświetlenie ma funkcję włącz/wyłącz na określonym poziomie, powiedzmy 70% natężenia oświetlenia, i tyle. A przecież przez cały wieczór nie musi to być 70%, z powodzeniem wystarczy mniej. System sterowania daje kolejną możliwość ograniczenia zużycia energii, mniej więcej o połowę. Przejdźmy teraz do liczb. Wdrożenie systemu sterowania dla 3 tysięcy lamp ledowych to koszt około 1 miliona złotych. Ta inwestycja zapewnia oszczędności rzędu 300-350 tysięcy złotych rocznie w kontekście kosztów energii. Wyliczenia te bazują na starych cenach prądu; przy obecnych stawkach zwroty z inwestycji są jeszcze szybsze. Pod względem środowiskowym ilość zaoszczędzonego CO2 będzie wynosiła dziesiątki, a nawet setki ton rocznie.

 

Jak działa Wasze rozwiązanie i jakie oszczędności może ono przynieść?

 

Naszą bezpośrednią konkurencją są wspomniane wcześniej przeze mnie systemy. Pozwalają one na ustawienie na lampie różnych scenariuszy - każda lampa może świecić trochę inaczej, pod względem wschodu i zachodu słońca i tak dalej. Przewagą rozwiązania mTap jest dodatkowy element - wykorzystujemy dane na temat ruchu ulicznego, pogody i innych danych środowiskowych. W ten sposób wskazujemy, czy oświetlenie powinno świecić mocniej lub słabiej. Zależy nam na tym, aby ograniczyć zużycie energii, ale kluczowe musi być bezpieczeństwo. Gdy zmienia się scenariusz użytkowania drogi i intensywność ruchu, system dostosowuje się do tego. Bezpieczeństwo ma dwa aspekty - bezpośrednio policzalne, jak straty materialne w pojazdach i infrastrukturze, i niepoliczalne, jak urazy czy nawet śmierć ludzi. Wspomnę w tym miejscu jeszcze o tzw. zaśmieceniu światłem. Gdy nie oświetlamy pustej drogi lub oświetlamy ją słabiej (bo dzięki danym wiemy, że możemy, a nawet powinniśmy tak zrobić) ograniczamy zaśmiecenie światłem, co jest istotne dla wielu osób, np. powiązanych z astronomią. Ostatnia zaleta to to, że nie trzeba robić nocnych patroli i sprawdzać, czy lampy świecą, a to następny element środowiskowy, bo takich objazdów raczej nie wykonuje się samochodami elektrycznymi.

 

Nasze rozwiązanie dostarczamy kompleksowo. Na system sterowania, jaki oferujemy, składają się trzy elementy: kontroler do lampy, szafa sterownicza i system, do którego raportuje każda z lamp i każda z szafek. Po integracji systemu z inteligentną kamerą, którą możemy dostarczyć, lub innym już istniejącym źródłem danych na temat ruchu powstają inteligentne sugestie. System przelicza dane i patrzy, czy na danej drodze nie można zmniejszyć oświetlenia. Gdy będzie to możliwe, wysyła powiadomienia podobne do tego z portali społecznościowych. Stosowne zmiany można wdrożyć jednym kliknięciem. Na razie, na etapie testów, każda zmiana wymaga potwierdzenia przez człowieka.

 

Istotna dla nas maksyma i mój apel do prezydentów, burmistrzów i innych decydentów brzmi: lepiej optymalizować niż wyłączać. Wyłączenie lamp jest kuszące finansowo, ale bezpieczeństwo drogowe i ryzyko wzrostu przestępczości, na co wskazują badania, powinny skłaniać do innego, bardziej rozważnego postępowania.

 

Jak dużym zainteresowaniem cieszy się obecnie Wasz system? Czy miasta trudno jest przekonać do wdrażania takich patentów?

 

Ostatnia słyszę głównie: „Wiktor, a nie dałoby się szybciej?, Wiktor, pomóż!”. Widać zapotrzebowanie na nasze rozwiązanie. Jesteśmy po pierwszych wdrożeniach. Sumarycznie mamy ich już prawie 10. A w najbliższych dwóch miesiącach pod naszą opieką powinno już być więcej niż 1000 punktów świetlnych w Polsce. To jest już dość spora liczba. W przyszłym roku  zainstalujemy najprawdopodobniej dwukrotnie więcej systemów niż w tym. Momentami czujemy, że rozwijamy się szybciej, niż byliśmy na to przygotowani. Stąd też mamy właśnie otwartą rundę inwestycyjną, którą ma nam pozwolić na skuteczniejsze oferowanie naszego rozwiązania. Chcemy pomagać i mieć istotny wkład w oszczędzanie energii przez miasta.

 

Skąd pomysł, by zająć się tym właśnie tematem? Jakie były Wasze początki, jakie trudności musieliście pokonać, by dotrzeć do miejsca, w którym jesteście obecnie?

 

Historia dużej części naszego zespołu sięga dość zamierzchłych czasów. Z większością moich wspólników znam się od studiów, czyli ponad 10 lat. Połączyła nas pasja do robotyki - wspólnie robiliśmy łaziki marsjańskie czy roboty podwodne; startowaliśmy w zawodach w USA czy w Rumunii. Po studiach byliśmy kimś w rodzaju inżynierów do wynajęcia. Szukaliśmy jednak możliwości stworzenia własnego produktu, czegoś, co byłoby skalowalne i szeroko wdrażane. Tematyka miejska zaczęła być nam bliska, gdy dołączył do nas Kacper - nasz ostatni wspólnik. Trochę przez przypadek trafiliśmy na wyzwanie od firmy Orange, która poszukiwała sterowników do oświetlenia. Stwierdziliśmy, że spróbujemy coś takiego stworzyć. Wystartowaliśmy w platformie startowej Startup Heroes w Ełku i w ten sposób powstał mTap. Mieliśmy dużo wiedzy, jak zrobić elektronikę i oprogramowanie, i zdawaliśmy sobie sprawę, że inteligentne systemy sterowania światłem są pożądane. Ale nasza koncepcja w pełni ukształtowała się w momencie inkubacji, kiedy biegaliśmy od jednej zajmującej się oświetleniem osoby do drugiej (dosłownie wtykaliśmy stopę w drzwi) i pytaliśmy, czego de facto potrzebują. W większości przypadków okazywało się, że oświetlenie - mimo że stanowi bardzo dużą część miejskich wydatków na energię - jest zarządzane przez osobę, która zarządza także wieloma innymi systemami i nie ma ani czasu, ani możliwości, by poświęcić się tej jednej kwestii w pełni. Ta obserwacja, chociaż niepokojąca, dała nam do myślenia. Zauważyliśmy chyba coś, czego nie dostrzegli nasi konkurenci.

 

Największą trudnością, z którą musieliśmy się zmierzyć, było to, że dostarczanie systemów dla miast, ogólnie dla odbiorcy w modelu biznesowym B2G (Business-to-Government - przyp. red.) jest problematyczne i źle wygląda w kontekście pozyskiwania inwestorów. Bo „miasta muszą robić przetargi, a przetargi trwają” i tak dalej… Zaczęliśmy się więc zastanawiać, jak możemy przyspieszyć ten proces. Odpowiedzią było znalezienie partnerów, którzy już dostarczają dla miast jakieś usługi. Nie jesteśmy pierwszym startupem z obszaru inteligentnych systemów sterowania oświetleniem w Polsce, ale udało nam się wyciągnąć odpowiednie lekcje z popełnionych przez prekursorów błędów.

 

A jak wyglądają Wasze plany na przyszłość?

 

Jestem wielkim fanem przypowieści o talentach. Zakopywanie takiego talentu, jakim jest nasz system, tylko w Polsce byłoby zmarnowaniem jego potencjału. Oświetlenie nie ma granic, jest takie samo na całym świecie. Staramy się właśnie zrozumieć inne rynki i już w niedalekiej perspektywie na nich zaistnieć. Szacuje się, że w najbliższych latach będzie na świecie 60 milionów lamp do wymiany - chcielibyśmy, by pod nasze skrzydła trafiło jak najwięcej z nich. Nie jest to tylko kwestia potrzeb biznesowych. Wiemy po prostu, że nasz system jest lepszy od konkurencji, i chcemy, żeby miasta oszczędzały więcej.

 

Jednocześnie będziemy, oczywiście, rozwijać nasze rozwiązanie. Z jednej strony na pewno możemy się rozwijać w zakresie doskonałości sytemu - żeby był jeszcze bardziej niezawodny, oszczędny itp. A z drugiej docelowo, w perspektywie 2030 roku, chcielibyśmy mieć już przetestowany system, który całościowo zarządzałby oświetleniem miejskim i na bieżąco dostosowywał je do potrzeb mieszkańców. Próbujemy także sprawdzać nasze rozwiązanie w różnych innych sytuacjach, np. oświetleniu przemysłowym.

 

Co doradzilibyście młodym naukowcom i startuperom, którzy mają jakiś eko pomysł na biznes?

 

Bardzo często powtarza się obecnie, że startuperzy powinni zaczynać od poznania rynku i zdobycia przyszłych klientów. Myślę, że tak też w istocie jest. W rynku EKO trzeba o tym myśleć tak samo, jak na każdym innym. Benefity płynące z rozwiązań proekologicznych muszą się spinać finansowo. Sprawdzajcie, komu możecie swoje rozwiązanie sprzedać. Może się okazać, że waszym odbiorcą będzie ktoś całkowicie nieoczywisty - ktoś, kogo początkowo nie braliście pod uwagę. Modele biznesowe potrafią być bardzo skomplikowane. Dobrze jest także szybko ustalić, jak swoje rozwiązanie będziecie dostarczać. Jeśli nie robicie tylko software, ale rzecz hardware’ową, jak nasza, „na koniec dnia„ musicie ją oddać w ręce odbiorcy. Żeby zarabiać, trzeba to zrobić w odpowiedniej skali. Pilnujcie, aby się nie okazało, że potrzebujecie do tego sztabu ludzi - zespołu wdrożeniowego w każdym miejscu na świecie. Na początku bardzo ważne jest, żeby nie generować zbyt wielu kosztów. Można być małą firmą i dobrze prosperować.

 

Optymistyczną przesłanką jest to, że jesteśmy w dobrym czasie dla eko pomysłów. Jeżeli macie coś, co potrafi oszczędzić energię, zmniejszyć emisję CO2 i robi to w sposób zrównoważony, rozwijajcie to, korzystacie z dostępnych inicjatyw. Zachęcam do odwagi.

 

Jak, Waszym zdaniem, kształtuje się obecnie relacja między biznesem a ekologią?

 

Podejście ludzi do ekologii na pewno bardzo się zmieniło - po stronie biznesu, po stronie rządowej, po stronie odbiorców indywidualnych. Ale nie ma też co się oszukiwać, że w dużej mierze podejście to zmieniają pieniądze. Do wdrażania eko rozwiązań muszą być zachęty. Ważne jest promowanie projektów, które mocno ograniczają zużycie jakiegoś surowca czy emisję CO2. Zmiana w mindsecie dotyczy też tego, że elementy związane z ekologią trzeba mierzyć. Ludzie chcą wiedzieć, ile i jak zużywają energię. Coraz częściej nie wystarcza już po prostu spojrzenie na rachunek. Jesteśmy też w momencie, że wiele zmian jest wymuszanych odgórnymi przepisami. Ale to oznacza, że osoby „na górze” zmieniły swoje nastawienie. I to jest bardzo ważne.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Dziękuję.