Liczenie i redukowanie śladu węglowego przez przedsiębiorstwa to poważne i wymagające wyzwanie. Na szczęście jest w Polsce startup, który wspiera takie działania. Zapraszamy na rozmowę z Eweliną Sasin, współzałożycielką marki TerGo.
Coraz więcej słyszymy na temat ESG. A jaka jest Wasza własna definicja zrównoważonego biznesu?
Profesor Bolesław Rok, powiedział kiedyś, że „nie potrzebujemy biznesów najlepszych na świecie, ale biznesów najlepszych dla świata”. Ta myśl towarzyszy mi każdego dnia. Odpowiedzialna postawa w biznesie nie powinna być wymuszana wyłącznie przez legislację lub sprowadzana tylko do sloganów komunikacyjnych. Wierzę, że powinna stanowić sedno działalności i wypływać z DNA firmy. Uważam, że raportowanie i minimalizowanie negatywnego wpływu biznesu na środowisko nie wystarczy. Potrzebne jest nieustanne aktywne poszukiwanie, co da się zrobić lepiej, mądrzej, piękniej. Jako twórcy biznesów mamy wpływ na świat i musimy z tego wpływu właściwie korzystać.
W jaki sposób Wasze rozwiązanie pomaga firmom obliczyć ślad węglowy produktów oraz osiągnąć neutralność węglową?
Na rynku śladu węglowego jesteśmy tzw. full-stackiem. Oznacza to, że nie dostarczamy tylko jednego narzędzia, a pełen pakiet rozwiązań potrzebnych do dekarbonizacji przedsiębiorstwa. Pozwalamy zmierzyć, zredukować i kompensować emisję CO2. W zakresie mierzenia, pierwsze skrzypce gra nasz kalkulator śladu węglowego dla firm. W obszarze redukcji przygotowaliśmy coś, co uważamy za naszą największą innowację - aplikację TERbit. Dzięki TERbit można w zautomatyzowany sposób monitorować dojazdy pracowników do pracy - nie ma potrzeby wypełniania ankiet, po prostu instaluje się aplikacje i dane zbierane są samoczynnie. Aplikacja służy równocześnie budowaniu świadomości i rozwijaniu zaangażowania we wspólną redukcję śladu węglowego. A korzyści możemy tutaj mnożyć, bo oprócz zmniejszenia emisji CO2, osiągamy lepsze samopoczucie, mniej korków, mniej zajętych miejsc parkingowych… Jeśli pracownicy jako środek transportu do pracy wybiorą rower, komunikację miejską czy carpooling zamiast samochodu, zaoszczędzą określoną ilość kilogramów CO2. Aplikacja TERbit automatycznie zamienia tę oszczędność w TERy (True Emission Reduction), czyli w wygenerowane przez ludzkie zachowania kredyty węglowe, które mają realną wartość rynkową. Niedawno dostaliśmy na to patent i jesteśmy z tego faktu super dumni! Zgromadzone przez pracowników TERy firma może wykupić – wypłacając benefit pracowniczy – i uwzględnić to w raporcie ESG po stronie kompensacji emisji dobrowolnymi jednostkami redukcyjnymi. Ostatni krok to offset. Offsety nie są owiane najlepszą sławą - my także uważamy, że przede wszystkim trzeba redukować. Jednak przychodzi taki moment, że pozostają nam emisje, z którymi nie możemy nic zrobić. Oddajmy więc naturze w inny sposób to, czego zniwelować nijak nie możemy. Należy jednak upewnić się, że te kredyty węglowe pochodzą z wiarygodnych źródeł. Nasz projekt offsetowy prowadzony jest zgodnie z zasadą sprawiedliwości klimatycznej, która zakłada, że kraje rozwinięte powinny inwestować w rejonach, gdzie skutki zmiany klimatu są najbardziej dotkliwe. Stworzyliśmy projekt agroleśny w Belize. Mamy tam swoją ziemię, a naukowcy opracowali dla nas - uwzględniający dobór rodzimych gatunków drzew - plan nasadzeń. Oprócz wymiaru środowiskowego bardzo ważny jest dla nas brak dodatkowego źródła przychodu (Additional Revenue Stream), więc wszystkie plony przekazujemy lokalnej społeczności. W ramach działalności naszej fundacji wypuściliśmy także standard, który udostępniamy bezpłatnie wszystkim osobom zainteresowanym prowadzeniem podobnych projektów w dowolnym miejscu na Ziemi.
Dla jakich firm skierowane jest to narzędzie? Kto może zostać Waszym klientem?
Naszym klientem może zostać absolutnie każdy - firma o dowolnej wielkości, z dowolnej branży i z dowolnego zakątka. Oferujemy nasze usługi nie tylko firmom, które obejmuje dyrektywa CSRD i które muszą raportować informacje na temat zrównoważonego rozwoju, a wszystkim podmiotom - na przykład dostawcom na rynek niemiecki, gdzie obowiązuje już dyrektywa o zachowaniu należytej staranności w całym łańcuchu dostaw. Naszymi klientami są też firmy, które dość niespodziewanie podczas lektury warunków przetargu dowiedziały się, że muszą być net zero - potrzebują zatem nie tylko policzyć swój ślad węglowy, ale także wdrożyć strategię redukcyjną. Dla mniejszych firm i fundacji udostępniamy nasze narzędzie bezpłatnie. Większym oferujemy możliwość liczenia śladu węglowego u ich dostawców.
Jak wygląda to z perspektywy zwykłego konsumenta? Czy dla klienta końcowego w Polsce ślad węglowy nabywanego przedmiotu lub usługi jest już ważnym kryterium zakupowym?
Jako niepoprawna optymistka i ktoś, kto bacznie przygląda się wszystkim najnowszym badaniom na ten temat, uważam, że konsumenci są już gotowi, by ich wybory zakupowe bazowały na wpływie produktu na środowisko. Tak, klienci chcą wiązać swoją przyszłość z firmami, które działają w odpowiedzialny sposób. Na poziomie deklaratywnym wszystko wygląda super. Później, z praktyką jest już różnie. Gdy w tle mamy inflację, taką a nie inną sytuację ekonomiczną, największy wpływ wciąż wywiera cena. Dlatego tak ważne wydaje mi się odwrócenie optyki, powiedzenie: „drodzy producenci, jeśli wszyscy będziecie dbać o planetę, to proste zasady popytu i podaży wyrównają koszty”. Jeszcze niedawno za napój owsiany trzeba było zapłacić kilkukrotnie więcej niż za krowie mleko - teraz, gdy takich napojów znajdziemy na półce mnóstwo, różnice stopniały, a konsumenci mogą wybierać w oparciu o różne kryteria… Mam nadzieję, że informacje o śladzie węglowym produktu na opakowaniu, tzw. carbon labelling, wejdzie w nasze życie równie łatwo jak oznaczenia z wartościami odżywczymi.
Dostaliście się do finału II edycji Programu Grantowego ING. Jak wspominacie udział w tym wydarzeniu?
Nie ukrywam, że brak nagrody trochę nas zasmucił (śmiech). Podczas konkursu towarzyszyły nam ogromne emocje - zaangażował się w to cały nasz zespół. Udział był przecudownym doświadczeniem: fantastyczny program mentoringowy przygotowanie do wystąpienia, super specjaliści, świetni ludzie wokoło. Nawiązaliśmy wspaniałe relacje z innymi startupami, z którymi jesteśmy w kontakcie do dziś. Jakiś czas temu byłam na Campusie Google i tam ktoś powiedział mi nawet, że oglądał moje wystąpienie. Mega sprawa! Wsparcie marketingowe i komunikacyjne, materiały filmowe… to wszystko jest na piątkę z plusem.
Serce Waszej firmy bije w Polsce, ale współpracujecie z ekspertami z całego świata: Toronto, Belize, Kair… Jak udaje Wam się skoordynować cały ten projekt?
Jeszcze nie urośliśmy tak bardzo, aby we wszystkich tych miejscach mieść swoich koordynatorów, ale doskonale radzimy sobie przy pomocy komunikatorów internetowych i tym podobnych patentów. Nasze rozsianie po całym świecie wynika przede wszystkim z faktu, że moja wspólniczka - Thuy Nguyen - jest Kanadyjką wietnamskiego pochodzenia. Poznałyśmy się w Polsce dzięki naszym dzieciom, które chodzą razem do szkoły. W Kairze mamy naszego eksperta środowiskowego; współpracujemy też z University of Hamburg. Mówimy o globalnym ociepleniu klimatu, dlatego od samego początku przyświecała nam idea budowy globalnego startupu. Nie chcieliśmy zagospodarowywać najpierw rynku polskiego, a potem ruszyć dalej.
Jak narodził się ten pomysł na biznes?
Od 17 lat prowadzę agencję marketingową, a w międzyczasie przeżyłam kilka różnych przygód biznesowych. Między innymi miałam restaurację ze zdrowym jedzeniem i biodegradowalnymi opakowaniami, produkowałam naturalne proszki do kolorowania jedzenia, zahaczyłam o branżę beauty... Działo się dużo (śmiech). Historia TerGo wiąże się bardziej z działalnością charytatywną. Do akcji charytatywnych w szkole moich dzieci zbieram zawsze złożony z rodziców komitet. I jednego roku zgłosiła się wspomniana już przeze mnie Thuy. Siedźmy sobie i rozmawiamy, co dobrego możemy zrobić… Okazało się, że bardzo wiele nas łączy: obie mamy trójkę dzieci, w tym bliźniaki, a jej rodzina w Wietnamie wytwarza ekologiczne miski kokosowe - takie same, z jakich korzystałam w swojej restauracji... Aż w pewnym momencie Thuy stwierdziła, że po prostu muszę zrealizować z nią jeden projekt. Nie widziałam wtedy na to szans, bo byłam szalenie zajęta i zapracowana. Jednak zgodziłam się ją wysłuchać. Thuy opowiedziała mi o pomyśle na stworzenie TERbita i możliwości generowania kredytów węglowych przez zachowania ludzkie. Kiedy dowiedziałam się o takiej możliwości walki z globalnym ociepleniem, ogromnie żałowałam, że nie dam rady się w to zaangażować. Jednak nie minął nawet chyba miesiąc i zaczęła się pandemia. Moje biznesy zaczęły stopniowo spowalniać i nie pochłaniały mnie już tak mocno. Oddzwoniłam do Thuy i powiedziałam: Wchodzę w to! I tak się wszystko zaczęło.
Jak dotarliście do miejsca, w którym jesteście obecnie? Jakie wyzwania napotkaliście po drodze i jak udało Wam się je pokonać?
Największym wyzwaniem jest pokutujące nadal przekonanie, że to wszystko, czym się zajmujemy, jeszcze bezpośrednio firm nie dotyczy, że można jeszcze poczekać, popatrzeć… Wciąż wydaje się, że czas rozkwitu zainteresowania odpowiedzialnym biznesem jest dopiero przed nami. Rozmawiając nawet z bardzo ciekawymi i świadomymi markami, mam poczucie, że u nich wciąż cała ta koncepcja jest trochę abstrakcyjna - nie mają na przykład zaplanowanego na takie działania budżetu. Jako startup stajemy zatem przed poważnym testem przetrwania do momentu, aż to się zmieni.
Co doradzilibyście startupom i młodym naukowcom, którzy mają jakiś eko-pomysł na biznes?
Moja rada będzie prosta: działajcie i nie dajcie sobie podcinać skrzydeł. Jeśli macie pomysł, który pomoże ludzkości, zróbcie dobry biznesplan, poszukajcie mentora, akceleratorów, startujcie w konkursach, walczcie o dotacje, mówcie dużo o swoim rozwiązaniu, dzielcie się wiedzą, słuchajcie i zadawajcie mnóstwo pytań, czerpcie garściami od ludzi na różnych stanowiskach i z różnych biznesów.
Jak, Waszym zdaniem, wygląda obecnie relacja między biznesem a ekologią?
Myślę, że sprawy układają się coraz lepiej. Ekologiczna świadomość biznesu stale się zwiększa, a dywagowanie, dlaczego tak się dzieje, do niczego nie jest nam potrzebne. Czy stoją za tym konsumenci, czy prawo i legislacja albo inwestorzy, nie ma większego znaczenia. Całym sercem wspieram to, aby firmy jak najwięcej mówiły o swoich pozytywnych działaniach. Czasami dzieje się tak, że jakaś firma opublikuje swój raport i natychmiast jest „grillowana” - a jak to policzyliście, a dlaczego tak, a nie inaczej, na pewno coś koloryzujecie... Taka postawa powoduje, że firmy boją się później cokolwiek komunikować. A ta komunikacja jest niezbędna - potrzebujemy inspiracji. Doceniajmy jako społeczeństwo wszystkie podejmowane przez biznes wysiłki.
Dziękuję za rozmowę.
Bardzo dziękuję.
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.