Wywiad z Przemkiem Pyzielem (pierwszy z lewej), współzałożycielem start-upu Planet Heroes
22 kwietnia obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Ziemi. W tym roku, inaczej niż zwykle. W lasach, parkach, na nabrzeżach i plażach nie zobaczymy tym razem grup uczniów czy pracowników dużych firm, którzy mozolnie, metr po metrze, oczyszczają ze śmieci mały kawałek świata. O idei tej nie możemy jednak zapomnieć. Warto też aby takie akcje nie ograniczały się do jednego dnia w roku. O to dba wyjątkowy start-up Planet Heroes. O sprzątaniu świata i biznesie rozmawiamy z jego współzałożycielem, Przemkiem Pyzielem.
Planet Heroes to chyba jedyna w tej chwili na świecie platforma crowfundingowa, na której można pochwalić się zorganizowanymi przez siebie akcjami sprzątania Ziemi i otrzymać za nie ewentualne wynagrodzenie. Opowiesz nam, jak dokładnie wygląda ten mechanizm?
Zacznę może od tego, że mechanizm Planet Heroes – od pomysłu do stanu obecnego – przeszedł dość dużą ewolucję. Na początku zakładaliśmy, że będziemy zbierać pieniądze i płacić ludziom, aby ci poszli sprzątać. Ale kiedy w zeszłym roku, w ramach współpracy z ONZ, sporo czasu spędziłem w Afryce Środkowej, ten pierwotny mechanizm został zwalidowany. Moje doświadczenia z działań proekologicznych w Afryce były takie, że percepcja pomagania jest tam trochę zaburzona. Wszystko robi się przez organizacje, które mówią: najpierw zbieramy pieniądze, a potem wymyślamy do tego cel. Dużo środków jest gubionych po drodze, a ludzi ciężko zmobilizować do działania. Zrozumieliśmy, że w ten sposób możemy stworzyć pole do nadużyć; przy skali projektu i braku kontroli na miejscu po prostu nie damy sobie z tym rady. Uprościliśmy więc cały system i odwróciliśmy model myślenia.
Czyli?
Najpierw trzeba coś zrobić, a za swoją pracę, post factum, można otrzymać wsparcie. A więc po kolei: Idę i sprzątam jakieś miejsce. Robię zdjęcia dokumentujące tę moją aktywność –minimum 3: brudnego miejsca przed sprzątaniem, miejsca po sprzątaniu i miejsca, gdzie odłożyłem śmieci. Użytkownicy deklarują, czy śmieci posegregowali, czy nie. Wiemy, że infrastruktura do recyklingu wygląda zupełnie inaczej w Holandii, a inaczej w Kenii albo Ugandzie; i trzeba mieć to na względzie. Niemniej jednak użytkownik musi nam udowodnić, że śmieci nie trafią z powrotem do otoczenia, tylko zostaną zabrane z tego miejsca w tej lub innej formie. Potem robię krótki opis akcji: gdzie, kiedy, w jakim celu i z kim, i publikuję projekt na platformie. Teraz czekam, aż społeczność mój projekt wesprze. Mogą to być osoby fizyczne lub firmy. Darowizny przekazane przez Patronów trafiają na indywidualne subkonto u naszego operatora płatności. Bardzo zależało nam, żeby na każdym etapie wszystko było maksymalnie transparentne, czy to po stronie wpłacającego, czy po stronie organizatora akcji. Zawsze informujemy, jakiego rzędu są prowizje, w którym momencie są pobierane itd.
Ufam, że nikomu taki pomysł nie przyjdzie do głowy. Ale teoretycznie można zrobić sobie zdjęcie na ładnej, czystej polanie, później wyrzucić tam swoje śmieci, wysłać zdjęcia w odwrotnej kolejności, a za tak niecny czyn na koniec otrzymać jeszcze pieniądze…
Nie ma takiej możliwości. Działamy trochę jak sklepy z samoobsługowymi kasami. Mówimy: drogi kliencie, zapraszamy do kasy, bo ci ufamy, ale przy okazji dwadzieścia kamer będzie śledzić, czy zapłaciłeś za wszystko, co włożyłeś do koszyka (śmiech). Zdjęcia nie mogą być modyfikowane. Mamy system, który informuje nas o potencjalnych nadużyciach albo fraudach. Sprawdzamy, czy zdjęcie zaśmieconej przestrzeni było zrobione faktycznie „przed”, a nie „po”. Każde przesłane do nas zdjęcie musi zawierać dane o lokalizacji i dacie wykonania.
Sprawdź, jak przenieść sprzedaż do internetu z płatnościami online imoje
A kiedy użytkownicy mogą wypłacić przekazane przez darczyńców pieniądze?
Żeby wypłacić zgromadzone na moim projekcie pieniądze, muszę ten projekt zamknąć. Czyli projekt nie będzie już więcej dostępny na platformie. Żeby otrzymać kolejne środki, muszę założyć kolejny projekt. Widzimy, i to nas szczególnie cieszy, że osoby, które wypłaciły pierwsze środki, organizują już kolejne zbiórki. W kwestii motywacji do proekologicznego działania udało nam się chyba stworzyć takie perpetuum mobile.
Przyznam, że gdy dowiedziałem się o Planet Heroes, moja pierwsza myśl była mniej więcej taka: Czy budowanie biznesu wokół aktywności, które powinny być naszym naturalnym odruchem i które jednocześnie mają tak niewymierną wartość, bo przecież wiążą się z przyszłością naszej wspólnej planety, jest ok? Ale zaraz przyszła kolejna refleksja: Skoro pewnie wiele firm na świecie zarabia na bezpośrednim lub pośrednim zaśmiecaniu Ziemi, to marka, która szuka zysku na czymś zgoła przeciwnym, jest nie tylko w porządku, ale wręcz godna wszelkich pochwał. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?
Planet Heroes zarabia na prowizji. Pobieramy 6,5 % przepływów finansowych. Oczywiście po swojej stronie musimy pokryć koszty stworzenia platformy, działalność itp. Być może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale jestem populizatorem myślenia, że start-up ekologiczny ma prawo, a nawet musi zarabiać. W dużej mierze działamy pro publico bono, bo projekt został sfinansowany przez naszą czwórkę, przez założycieli. Taką czuliśmy potrzebę. Ale żeby robić coś dobrego w długiej perspektywie, trzeba zarabiać. Projekt biznesowy bez odpowiedniego i jasno zadeklarowanego źródła przychodów nie ma racji bytu. W myśleniu, że jak robię coś ekologicznego, to nie powinienem na tym zarabiać, widzę wręcz duże ryzyko. Oczywiście osobną kwestią jest to, ile zarabiać. Czy fundacja będzie konsumowała 60% czy 6%. Podzielę się taką anegdotą…
Tak?
W maju zeszłego roku zostałem zaproszony jako juror do hackathonu, który odbywał się w Nairobi. Jest tam ośrodek, który pomaga młodzieży wyjść z trudnej sytuacji ekonomicznej przez edukację, głównie informatyczną. Przygotowali różne projekty ekologiczne i poprosili mnie, żebym je ocenił, jako osoba z zewnątrz. Projektów było dużo i były naprawdę bardzo ciekawe. Po każdej prezentacji miałem jednak jedno i to samo pytanie: Jaki jest wasz pomysł na monetyzację tego projektu? Wszyscy odpowiadali: Jak to? To super pomysł, zrobimy coś fajnego! Wyjaśniam więc, że no tak, teraz robicie to własną pracą, ale za chwilę będziecie musieli kogoś zatrudnić, dojdą koszty serwerów, infrastruktury itp. Każdy projekt musi zarabiać, nawet jeśli jest ekologiczny.
Czy Planet Heroes pozwala utrzymać się waszej czwórce co-founderów?
Nie, mamy finansowanie z naszych wcześniejszych, nadal funkcjonujących przedsięwzięć. Pracujemy w Planet Heroes albo na cały etat, albo na część, dla każdego z nas to różnie bywa, ale finansujemy się z innych źródeł. Ale zakładamy, że projekt stanie się samowystarczalny. Na dobre wystartowaliśmy na początku tego roku, więc na rynku jesteśmy raptem od paru miesięcy; a nakłada się na to sytuacja z COVID-19, która jest dla nas wszystkich bardzo trudna. Na budowanie rozpoznawalności projektu dajemy sobie dwa lata. Zaprzyjaźniliśmy się z portalem Patronite, z którym zresztą ING mocno współpracuje, i w ten sposób stopniowo budujemy zaufanie klientów. Zdecydowanie uważam, że to jest duży i skalowalny projekt. Działamy globalnie, w 140 krajach! Użytkownik może założyć projekt i otrzymać wsparcie ze wszystkich stron świata. To bardzo unikalna rzecz!
A propos globalności. Na portalu pojawiły się akcje sprzątania takich miejsc jak Zanzibar, Mathare, czyli największy slums Nairobi, czy Lombok i Wyspy Gili w Indonezji. Czy któreś z tych wydarzeń wspominasz w sposób szczególny?
Najważniejszą, w jakiś sposób też najpiękniejszą była dla mnie akcja na Zanzibarze. Brałem w niej udział osobiście. Z pomysłem na to przedsięwzięcie zgłosił się do mnie Maciek Zieliński, który mieszka na Zanzibarze na stałe. Po paru rozmowach z lokalnymi placówkami edukacyjnymi, Maciek zaczął mnie nakłaniać, żebym przyjechał, bo szykuje się projekt na imponująco dużą skalę. Posłuchałem go i to była bardzo dobra decyzja. Ten projekt w pełni symbolizuje to, co robimy w Planet Heroes. Bezpośrednio łączymy ludzi. Dajemy narzędzie technologiczne, które wyzwala motywację i pozwala się zorganizować, ale cała reszta dzieje się już bez udziału osób trzecich.
Opowiesz nam więcej o tym, jak wyglądało sprzątanie na Zanzibarze?
Wzięło w nim udział kilkaset dzieci z dwóch szkół, 600, może 700. Wszystkie dzieciaki przyszły do szkoły w sobotę, wszystkie w mundurkach, ponieważ dyrekcja przez ten projekt zbierała środki na zakup pierwszego w szkole komputera. Pierwszego w ogóle! Wszystko odbywało się w miasteczku Jambiani, które wysprzątaliśmy praktycznie w 100% (śmiech). Dzieci zebrały ogromne ilości śmieci, całe kontenery. Ponieważ infrastruktura odbioru odpadów jest tam słało rozwinięta, do udziału w akcji zaprosiliśmy hotele. A te cały pomysł bardzo szybko podłapały. Z punktu widzenia hoteli to przecież też dobry model działania: jeśli turyści zastaną czyste miasteczko, to i oni na tym zyskają. Hotele zapewniły zbiórkę posegregowanych odpadów oraz catering i przekąski dla dzieciaków. A trzeba pamiętać, że hotele to dla miejscowych dzieci zupełnie inny świat. Teraz miały okazję do nich wejść, zobaczyć, jak to wszystko wygląda, poznać się z innymi. Do zbiórki zaczęli przyłączać się nawet wczasowicze. Zrobiła się z tego całodzienna impreza, w którą zaangażowało się całe miasto. To pokazuje, jak wielu może być beneficjentów takiej akcji.
A jaki był oddźwięk ze strony patronów?
Darczyńcy zebrali niecałe 700€, ale co ważniejsze nawiązaliśmy relację między szkołami z Jambiani a firmą z Polski, Escola, która zadeklarowała, że po każdej takiej akcji będzie kupowała jeden komputer dla tych placówek.
Rok temu wygraliście pierwszy zorganizowany przez ONZ konkurs na najlepszy ekologiczny start-up na świecie. Jak wyglądała rywalizacja i jak przebiega Wasza współpraca z ONZ?
W ramach ciekawostki powiem, że my ten konkurs wygraliśmy, ale było jeszcze dwóch innych laureatów – jeden z Indii, drugi z Chile. Pierwszy został według Forbesa najlepszym start-upem Azji, a drugi Ameryki Południowej (śmiech). Czasem myślę, że może trochę za bardzo nasz sukces przemilczeliśmy. Ale podjęliśmy decyzję, że lepiej rozwijać produkt, niż przepalać duże budżety na kampanie marketingowe, na które nas nie stać. Na razie staramy się zbudować społeczność i liczymy na to, że przyjdzie taki moment, że będzie ona na tyle duża i zaangażowana, że zacznie napędzać się sama. Współpraca z ONZ jest dla nas bardzo ważna i też po prostu bardzo fajna. Wszyscy postrzegają ONZ jako skostniałą, sformalizowaną strukturę. Ale to są naprawdę super ludzie, którzy bardzo chcą coś zmienić. Fakt, że trend ze start-upami trochę przespali. Ale dlatego zorganizowali ten konkurs. 8 startupów, które doszły do finału, zostało zaproszonych do stworzenia i uczestniczenia w czymś, co się nazywa Green Start-up Initiativie. Jesteśmy takim ciałem doradczym, które pomaga ONZ-etowi motywować start-upy do działań ekologicznych. Spotykamy się dość regularnie w różnych miejscach na świecie, co też bardzo wiele nam daje.
A czy taka współpraca ma także jakiś wymiar finansowy?
ONZ nie wspiera start-upów od strony finansowej, ale bardzo uwiarygadnia projekt. A to ogromnie ważne. No i ONZ ma bardzo duże możliwości, jeśli chodzi o łączenie z biznesem. Jeśli chcemy porozmawiać z jakąś naprawdę dużą firmą, możemy liczyć na to, że członkowie jej zarządu dostaną od ONZ odpowiedniego maila.
Oprócz Ciebie Planet Heroes tworzą także Monika Habrzyk, Adam Falkowski i Jan Domański. Czym każde z Was zajmuje się na co dzień? Jak udaje Wam się działać na tak szeroką skalę bez lokalnych filii, supervisorów, koordynatorów…
To jest rzecz, która daje mi największą frajdę. Weekend, siedzę sobie w domu, przychodzi moja zona i pyta: Co robisz? A ja odpowiadam: A rozmawiam z kolegą, bo dzisiaj organizujemy zbiórkę w slumsach Mathare i muszę mu trochę pomóc, bo fotograf nie dojechał. A dwa dni później odpowiadam na pytania Laury, bo dzisiaj sprzątają wyspy Gili. (Śmiech). Siedząc za biurkiem w Warszawie, organizujemy akcje sprzątania na całym świecie. Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że zrobiliśmy tylko jedną, bardzo prostą rzecz. Daliśmy narzędzie, które kierunkuje energię do działania. I nic więcej. Wiele osób chciałoby sprzątać, chciałoby coś zrobić, ale brakuje im takiego zapalnika, iskry, która sprawi, że pewne rzeczy się zadzieją.
Trash challenge, czyli udokumentowane sprzątanie, to także coraz powszechniejsza w Internecie moda...
Tak, młode osoby sprzątają, bo dla nich dość ważny jest aspekt zaistnienia w sieci. W Internecie brakuje wartościowych treści. Więc jeśli ktoś mówi, że posprzątał jakiś rejon i zbiera pieniądze, które chce przekazać na schronisko dla zwierząt, to wśród swoich znajomych bardzo zyskuje.
Czy próbujecie włączać do swoich akcji także celebrytów i influencerów?
Tak. Jednak niestety wyglądało to zwykle w ten sposób, że celebryci, z którymi mieliśmy jakieś rozmowy spodziewali się gaży, daleko poza naszymi możliwościami. Nie traktowali tego na zasadzie: robię, bo mam potrzebę działania, tylko podchodzili do tego jako do kolejnego projektu biznesowego. A logo poważnych partnerów czy ONZ rodzi wysokie oczekiwania w stosunku do umów za współpracę. A nasza świadoma decyzja jest taka, że mówimy jednoznacznie: Nie płacimy za pomoc. To nie o to tu chodzi – my budujemy społeczność. Jeżeli ten artykuł przeczytają jacyś celebryci, którzy chcieliby nas wspomóc, to ja jestem bardziej niż otwarty. (Śmiech).
Na zakończenie pytanie, które zadaję wszystkim start-upom i które podsumowuje nasz cykl: Jak przebiega Twoim zdaniem relacja między biznesem a ekologią. Co jest na pierwszym miejscu? Czy pomysł na biznes trzeba dostosowywać do problemów, z jakimi mierzy się współczesny świat? Czy odwrotnie – to ekologiczne rozwiązania podsuwają najciekawsze możliwości?
Myślę, że to jest gdzieś pośrodku. Biznes robi się coraz bardziej świadomy. Biznes bez odpowiedzialności społecznej traci. Weźmy np. ostatnie spotkanie akcjonariuszy Amazona. Tam jest taka struktura, że pracownicy są również udziałowcami firmy. Podczas spotkania w wielkiej hali widowiskowej najwięcej uczestników zgłosiło i przegłosowało kwestię, że firma ma problem z offsetem środowiskowym spółki. To pokazuje, że biznes będzie funkcjonował, ale on coraz bardziej rozumie zagrożenia ekologicznie. Nasz biznes zrodził się z potrzeby serca – sami sprzątaliśmy, więc stwierdziliśmy, że skoro my to robimy, to na pewno jest takich osób więcej. W trakcie prac nad projektem, staraliśmy się stworzyć taki model, który będzie dla biznesu jak najbardziej atrakcyjny. Model, dzięki któremu biznes będzie mógł traktować naszą platformę jako kanał facylitacji swoich działań. Biznes musi być świadomy ekologii, a start-upy muszą być świadome, że biznes jest im potrzeby, by żyć.
Fot. Planet Heroes: od lewej: Przemek Pyziel (ceo), Monika Habrzyk (founder), Adam Falkowski (founder).
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.