Pieniądze są w naszej kulturze tematem tabu. Nie rozmawiamy o tym, ile zarabiamy, wstydzimy się poprosić o podwyżkę albo zwrot pożyczonych pieniędzy. Rodzice nie wiedzą jak rozmawiać o finansach z dziećmi, a partnerzy czują się niezręcznie przy wzajemnych rozliczeniach. Mężczyźni w naszym kraju często kierują się maksymą, że „gentlemani o pieniądzach nie rozmawiają” ─ oni po prostu je mają. Czujemy się głupio upominając się o zwrot długu lub negocjując cenę zakupu. Dlaczego traktujemy sferę finansową jako coś kłopotliwego?
Spuścizna historii
Nasze specyficzne podejście do kwestii finansowych po części wywodzi się z dziejów historycznych. W Polsce szlacheckiej panował określony wzorzec kulturowy, w którym pieniądze się miało, a nie o nich rozmawiało. W późniejszych czasach etos inteligencji nakazywał stawiać wartości niematerialne ponad bogactwem; w czasach PRLu przedstawiciele tej klasy społecznej faktycznie nie należeli do najlepiej zarabiających. Przed 1989 r. wpływ jednostki na wysokość zarobków był dużo mniejszy niż obecnie. Ci, którym udało się dorobić, byli postrzegani jako cwaniacy i kombinatorzy. I wprawdzie każdy obywatel w tamtych czasach musiał wykazać się dużą dozą sprytu, by załatwić najprostsze sprawy, to bogacenie się poprzez obchodzenie pewnych reguł budziło powszechną niechęć.
Bogaty, czyli złodziej
Przekonanie, że niemożliwe jest wzbogacenie się uczciwą drogą, pokutuje w wielu kręgach po dziś dzień. Często powtarzamy, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Bogactwo innych chętnie przypisujemy układom, rodzinie albo wszelakim kombinacjom na boku. Psychologowie mówią, że takie podejście jest dla niektórych lekarstwem na własne kompleksy. Tłumaczymy sobie, że innemu się udało nie dlatego, że ma lepszą głowę do interesów, ale dzięki machlojkom i korzystaniu z koneksji.
Chwalenie się posiadanymi pieniędzmi jest obecnie niebyt mile widziane, dlatego niektórzy dobrze zarabiający rodacy deprecjonują swoje finansowe sukcesy, by nie zostać poddanym społecznemu ostracyzmowi.
Biedny, czyli nieudacznik
Bycie osobą niezamożną również nie jest w naszej kulturze szczególnym powodem do dumy. Widziane jest jako przejaw braku dyscypliny, niezaradności, czasem wręcz nieudacznictwa. Wstydzimy się przyznać, że nasze zarobki odbiegają od zarobków naszych znajomych lub na coś nas najzwyczajniej w świecie nie stać. By nie zostać posądzonym o posiadanie ograniczonego budżetu lub małostkowość, nie lubimy się też upominać o zwrot pożyczki. Przecież może to zostać odczytane jako znak, iż nie możemy sobie pozwolić na to, by machnąć ręką na jakąś określoną sumę pieniędzy.
Zastaw się, a postaw się
Naszą cechą narodową jest zamiłowanie do tego, by mieć gest i organizować huczne imprezy nawet wtedy, kiedy stan finansów średnio na to pozwala. Wystawne komunie, wesela czy inne uroczystości mają pokazać światu, że nie jesteśmy gorsi od innych – nawet za cenę kosztownego kredytu, okupionego później zaciskaniem pasa i odmawianiem sobie wszystkiego przez kolejny rok. Jak kiedyś trafnie podsumował to Danny Kaye: „I znów człowiek wydaje pieniądze, których nie ma, na rzeczy, których nie potrzebuje, by zaimponować ludziom, których nie lubi”. Co ciekawe, przyznanie się do tego, że dana uroczystość została sfinansowana pożyczonymi środkami, wcale nie przychodzi nam już łatwo.
Pieniądze jako coś niemoralnego
Kwestie finansowe nie są dla nas łatwym tematem do rozmowy także dlatego, iż często podskórnie czujemy, że mają one w sobie coś niemoralnego i „brudnego”. Za źródło szczęścia postrzegamy raczej rodzinę, relacje międzyludzkie, zamożność zaś ─ przynajmniej oficjalnie ─ nie jest wcale równoznaczna z udanym życiem. Nadmierne skupianie się na sprawach materialnych lubimy postrzegać jako przejaw zepsucia, zachłanności i braku głębszych wartości. Jest to jeden z powodów, dla których pieniądze nie są ulubionym tematem do pogawędek. W końcu nikt z nas nie chce zostać uznany za płytkiego materialistę. Polaków charakteryzuje jednak niespójność deklaracji i prawdziwych odczuć; w głębi duszy mamy skłonność do porównywania się z innymi, czego efektem jest nieraz niezadowolenie z własnego statusu materialnego i chęć zwiększenia zarobków.
Pieniężne tabu
Efekt tego wszystkiego jest taki, że o pieniądzach rozmawiać nie lubimy. Trudno nam o szczerość, bo przecież możemy łatwo wyjść na biedaka, cwaniaka albo materialistę. Wyniki badania TNS Polska dla portalu pracuj.pl nie pozostawiają złudzeń: aż połowa badanych wstydzi się rozmów o pieniądzach, 30% osób czuje się „obnażona” rozmawiając o nich, a 20% odczuwa lęk. Aż połowa ankietowanych nigdy nie poprosiło o podwyżkę, mało kto z nas potrafi bez uczucia zażenowania negocjować w sklepie cenę. Rozmowy o pieniądzach warunkują nasz społeczny status i sposób, w jaki jesteśmy postrzegani, stąd silne poczucie skrępowania towarzyszące temu tematowi.
Jak zauważa wybitny językoznawca, prof. Jerzy Bralczyk, skoro „pieniądze” są społecznym tabu, używamy wielu innych określeń, by je nieco oswoić. Dlatego stosujemy zdrobnienia jak „pieniążki” albo wyrażenia potoczne, takie jak „forsa”, „szmal” czy „kasa”. Takie wyrażenia dystansują nas od tematu i pozwalają z nieco większym luzem podejść do trudnych kwestii finansowych.
Z pokolenia na pokolenie podejście do pieniądza i umiejętność rozmowy na ten temat w dużej mierze wynosimy z domu. Nic więc dziwnego, że pewne schematy myślowe, uprzedzenia i przekonania przenoszą się na kolejne pokolenia młodych Polaków. Tym bardziej warto nie tylko zweryfikować własne podejście, ale i przyjrzeć się temu, co przekazujemy naszym pociechom. Bez naszej pomocy i one mogą cierpieć na syndrom „finansowego tabu”. A pieniądze to zbyt ważny obszar życia, by milczeć na ich temat.
Fot. Fotolia
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.