Już Was widzę pożeracze szos, sprinterzy spod żółtego światła, czujni wypatrywacze fotoradarów, jak bez zmrużenia oka i grymasu lekceważenia przyjmiecie za własną tę prawdę i zaczniecie zgodnie z nią jeździć. Oto ona! Jazda eko jest cool. Jazda eko jest trendy. Jazda eko oszczędza nerwy i kasę. Jazda eko... Ale kto z Was w ogóle wie, co to jest jazda eko?
Powiem Wam nieskromnie, ja wiem! A jeszcze do niedawna byłem jej fanatycznym wrogiem. Dlaczego? Z kilku powodów. Po pierwsze, przez całe lata tęskniłem do motoryzacji w „zachodnim” stylu i złościło mnie nawoływanie do walki z kultowymi paliwożernymi autami. Po drugie, nauczono mnie, że uruchamiając rano auto trzeba poczekać chwil parę, by silnik się rozgrzał i dosmarował należycie. Po trzecie, czwarte i dziesiąte... Wiedziałem, że stojąc „pod światłami" za skarby nie wolno wyłączać silnika, bo się przegrzeje, a rozrusznik długo nie pożyje. Było też takie prawo święte, że chcąc oszczędzić paliwo lepiej wrzucić luz i jechać niż toczyć się na biegu. I wyobraźcie sobie, że te wszystkie przez lata całe kultywowane prawdy to już totalne NIEPRAWDY. Dlaczego? Bo tamte auta to już inne auta. Inna technologia, inne konstrukcje i w związku z tym inny styl jazdy.
Ale zanim o tym nas powiadomiono stworzono nową, wielką ideę odwołującą się do naszej troski o zdrowie, los planety Ziemia, nasze pieniądze itd. Tę ideę popartą wypowiedziami najsłynniejszych naukowych autorytetów nazwano ekojazdą. A my, znani ze swej przekory i nie tak znowu łatwowierni, chyba nie wszyscy daliśmy się przekonać do jej zasad. Stąd tak niewielu z nas wie, co znaczy eko w odniesieniu do motoryzacji, co to jest jazda eko. Bo dziś wszystko musi być eko. Ekobuty, ekorzodkiewka, ekohotele i ekogazeta. Ekorestauracje, ekotorby w sklepach i ekokawiarnie. Nie jesteś swój, jak nie jesteś eko. A niech tam, niech każdy będzie eko jak chce i gdzie chce. Ale ja chcę Wam przybliżyć eko samochodowo-motocykllowo-rowerowe, bo to mój świat.
Warto... ale z głową! Nie dajmy się zwariować tzw. ogólnymi zasadami, bo jak wiadomo każda zasada ma swój wyjątek. I tak, gdy zasada eko mówi nam, że trzeba jeździć płynnie, delikatnie, bez szarpaniny i gwałtownego hamowania, to wszystko prawda. Ale gdy nasze auto to diesel nowej generacji pamiętajmy, że mamy tam, w środeczku niewidoczny dla oka tzw. filtr cząstek stałych, a on takiej jazdy bardzo nie lubi, oj nie lubi. Jeśli więc tak – słusznie co do zasady eko – jeździmy, to co jakiś czas musimy, na jakieś drodze szybkiego ruchu pojechać 120 km/h, by w tym filterku wypalić zebrane w nim wszystkie „fusy". Bo jak nie, to będzie to nas dużo kosztować.
W nowych ekoautach zastosowano urządzenie zwane start-stop. Stajesz „pod światłami", a ono samo z siebie wyłącza silnik. Wciskasz sprzęgło, silnik startuje. Po co? Żebyś oszczędzał paliwo i nie wysyłał w atmosferę szkodliwego CO2. Podobno wysyłamy go tyle, ile spalamy paliwa. Jest to eko? No jest, ale trzeba też wiedzieć, że jest na desce rozdzielczej wyłącznik byśmy to urządzenie mogli unieruchomić gdy stwierdzimy, że w megakorkach bardziej przeszkadza niż pomaga. Ale gdy zatrzymujesz się na dłużej niż 2-3 minuty, skorzystaj z niego i wyłącz silnik. To się opłaci.
Jak więc zastosować eko do jazdy? Mądrze, z głową, z delikatnością, z płynnością jazdy, znajomością nowych technologii, ze zdrowym rozsądkiem, z dbaniem o prawidłowe ciśnienie w oponach i o dobre, nieoślepiające reflektory. Ci co tak jeżdżą od dawna mówią, że to się opłaca i że oszczędności dochodzą nawet do 25%. Warto sprawdzić.
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.