Z długoterminowym gromadzeniem oszczędności jest tak, jak z wyścigiem na wiele okrążeń. Nawet minimalne zwiększenie średniej prędkości przekłada się na bardzo wyraźną poprawę wyniku na mecie.
W poprzednich odcinkach cyklu "Od oszczędzania do inwestowania" przekonywałem cię, że warto odkładać codziennie niewielkie sumy, by zbudować finansowy spadochron, dzięki któremu spełnisz swoje marzenia bądź unikniesz twardego lądowania w przypadku życiowych turbulencji. Taki finansowy spadochron powinien wynosić tyle, ile zarabiasz przez pół roku (a najlepiej tyle, ile wynoszą twoje roczne dochody). Przybliżałem też działanie procentu składanego. Dzięki niemu, nawet jeśli w każdym kolejnym roku przeznaczasz na oszczędności tyle samo pieniędzy i zysk z nich jest taki sam jak wcześniej, pieniędzy przybywa coraz szybciej, bo procent naliczany jest od kwoty oszczędności powiększonej o narosłe odsetki.
Ale żeby fundusz na spełnianie marzeń miał szansę osiągnąć satysfakcjonującą wartość, nie powinieneś trzymać pieniędzy wyłącznie na bankowych depozytach, ale lokować je w bardziej zróżnicowany sposób. Historia pokazuje, że w perspektywie 20-30 lat, a przecież to właśnie w takim horyzoncie będziesz wypracowywał swój fundusz na spełnianie marzeń, depozyt bankowy przynosił stosunkowo słabe wyniki. W ciągu ostatnich piętnastu lat było to 5,6 proc. rocznie.
W sumie można byłoby się tym nie przejmować, w końcu najważniejsze jest bezpieczeństwo pieniędzy. Lepiej mieć mniej, ale nie ryzykować, by potem wszystko stracić po giełdowym krachu. Ale jest pewien powód, dla którego warto rozważyć włożenie choćby niewielkiej części długoterminowych oszczędności w coś innego niż bankowy depozyt lub konto oszczędnościowe.
Z długoterminowym gromadzeniem oszczędności jest tak jak z wyścigiem na wiele okrążeń. Nawet minimalne zwiększenie średniej prędkości przekłada się na bardzo wyraźną poprawę wyniku na mecie. Jeśli będziesz lokował co miesiąc po 200 zł i osiągał 3,5 proc. zysku w skali roku, po 30 latach będziesz miał 127 tys. zł. Ale jeśli te same pieniądze będziesz lokował, osiągając średnio 4,5 proc. zysku rocznie, to na mecie będziesz miał już 167 tys. zł. Tak, tak, jeden malutki procencik więcej i 40 tys. zł na spełnianie marzeń. To fura kasy, a ty nie musisz nic robić, żeby ją mieć. Wystarczy tylko, że zagonisz swoje pieniądze do cięższej pracy.
Ale nie wszystkie oszczędności wysyłam na wyścigi. Tę część, która ma być spadochronem finansowym, dzięki któremu mogę uniknąć w życiu twardego lądowania, trzymam z daleka od jakichkolwiek szaleństw. One nie muszą się ścigać o możliwie najwyższy zysk - mają być pod ręką, gotowe do wzięcia w razie potrzeby.
Jednak część moich oszczędności to pieniądze, które mają mi pomóc w wygodnym życiu za lat 20-30. W ich przypadku ściganie się o jak największy procent ma sens. Wyliczyłem to na konkretnym przykładzie w klipie wideo, do którego obejrzenia gorąco cię zapraszam. Ale nie myśl, że jestem zwolennikiem wielkich szaleństw za kółkiem. Inwestowanie pieniędzy poza bankiem ma mi posłużyć tylko jako "dopalacz", dać ten jeden dodatkowy procencik więcej średniego zysku. Nigdy nie inwestowałem poza bankiem wszystkich oszczędności. Ale część - owszem.
Więcej materiałów z cyklu "Od oszczędzania do inwetsowania" znajdziesz tutaj.
Autor: Maciej Samcik
Źródło: Wyborcza.biz
Źródło zdjęcia: fotolia.com
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.