Na Wasze pytania odpowiada Jacek Walkiewicz - trener motywacji, psycholog i coach. Poznaj najlepsze wskazówki w drodze do realizacji swoich planów!
A gdybym miał osobiście odpowiedzieć na pytanie, dlaczego warto dopiąć swego i realizować cele, to powiedziałbym, że dla trzech powodów. Po pierwsze z czystej ciekawości poznawania siebie w momentach kiedy zmierzamy się z nowymi sytuacjami, tworzeniem, odkrywaniem. Po drugie po to, aby było o czym opowiadać, bo wydaje mi się ważne aby kiedyś nie powiedzieć, że życie szybko zleciało i każdy dzień był podobny do siebie. I po trzecie warto dopiąć swego ponieważ niezależnie od tego, czy coś zrobimy, czy nie, to jutro i tak będziemy o jeden dzień starsi. Więc lepiej być starszym i doświadczonym. Uważam, że czasami nawet nie ma potrzeby uzasadniania sobie każdej decyzji.
Motywów działania jest tyle co ludzi. Dlatego nie ma uniwersalnej odpowiedzi. Ale pytając tych, którzy biorą sprawy w swoje ręce, odkryłem, że głównym motywem jest chęć kreowania swojego życia, bycia kowalem swojego losu. Ten los jest w dużym stopniu wynikiem kolejnych podejmowanych decyzji. Wiele osób chce mieć wpływ na swoje wybory i ceni sobie bycie odpowiedzialnym za swoje życie. Dlatego gotowi są ryzykować i ponosić konsekwencje tego ryzyka. Ludzie bardzo często mówią, że żałują tego, czego nie zrobili – tego, że nie ryzykowali więcej. Wiedzą już jaką wartością jest możliwość działania i podejmowania decyzji. Cele, to tylko drogowskazy pokazujące kierunek i informujące co już zrobiliśmy i gdzie jesteśmy w swoim życiu. Dlatego warto dopiąć swego, aby kiedyś nie mówić, że się żałuję wszystkiego czego się nie zrobiło. A ponieważ na zamartwienie najlepsze jest działanie, to lepiej jest działać niż się martwić!
Ja zaczynam od zapisania swoich celów. Wierzę w moc słowa zapisanego. Może to, co zapisane jest bardziej zobowiązujące, a może, aby zapisać trzeba dokładniej nazwać to, czego chcemy. A może i jedno i drugie sprawia, że z większą powagą podchodzimy do takich zapisanych celów. Cele powinny być również ściśle określone. Im cel konkretniejszy, tym łatwiej podejmować decyzje zbliżające nas do realizacji i łatwiej z wielu informacji do nas docierających wybierać te najbardziej przydatne.
Dobrze również jeśli ten cel da się zmierzyć. Wtedy łatwiej będzie ci określić poziom jego realizacji, a tym samym wiedzieć, czy już jesteś na finale jego osiągnięcia czy w połowie. Osobiście jestem za tym aby odczuwać satysfakcję nawet wtedy, gdy mamy za sobą już np. 10% realizacji. Ponieważ uważam, że warto się na każdym etapie pozytywnie motywować. A to, co już zrobiliśmy, jest niewątpliwie powodem do radości.
Cel powinien być też wyobrażalny - to znaczy taki, którego realność osiągnięcia nie podlega dyskusji. Wyobrażalny nie znaczy łatwy. Wręcz przeciwnie. Cele powinny być wyzwaniem. Kiedy się natrudzimy satysfakcja będzie większa. Oczywiście pojęcie trudu jest bardzo subiektywne i każdy sam sobie określa wysokość poprzeczki, którą chciałby przeskoczyć.
Na koniec dobrze jest ten cel określić w czasie - czyli określamy mobilizujący nas termin ukończenia prac przy jego realizacji. Polecam wspólne z innymi ludźmi świętowanie „dopięcia swego”, bo tak, jak jest czas na wysiłek i pracę, tak powinien być i na radość czy symboliczne świętowanie.
Jak to powiedział jeden z moich nauczycieli: „Swoje cele trzeba mieć przed oczami, najlepiej w każdym momencie i każdego dnia”. Powiedział mi, że dobrze jest wiedzieć po co się rano wstaje, bo wtedy lepiej można wykorzystać dzień. Tak też robię. Pamiętam o moich celach, a mam ich zawsze wiele. Kiedy realizowane cele są „ nasze”, łatwiej jest poradzić sobie z chwilowym zniechęceniem.Zniechęcenie wynika z pojawiających się trudności, z naturalnego zmęczenia fizycznego i psychicznego, z braku chwilowych rezultatów, z braku wsparcia czy negatywnych opinii innych ludzi.
Wyznaję zasadę, że w życiu jest jak na morzu. Rzadko kiedy płynie się prosto do celu. Czasami trzeba zmieniać kurs, przestawiać żagle, czyli szukać sposobów do zbliżania się do celu głównego, ale również umieć wyznaczać sobie cele cząstkowe, które łatwiej zobaczyć i zrealizować. To wymaga samodyscypliny, a tą, rozwija się właśnie przez takie „dopinanie swego” również w mniejszej skali.W zasadzie każdy duży cel składa się z tych małych. Umiejętność widzenia całości ale i skupiania się na poszczególnych etapach, pozwala poradzić sobie ze spadkiem motywacji i zniechęceniem.
Niewątpliwie w sytuacjach zwątpienia dobrze robi nam wsparcie innych ludzi, ich motywujące słowa, ale również ich życiowe doświadczenie i przykłady. Najważniejsze, aby kiedy się podupadnie na duchu,wstać i iść dalej – czyli, jak to niektórzy mówią - dalej robić swoje.
Dowiedź się jak spłacać pożyczkę na własnych zasadach
Posiadanie marzeń nie jest obowiązkiem ani niczym niezbędnym do satysfakcjonującego życia. Marzenia najczęściej pojawiają się w sytuacji braku czegoś, czego posiadanie – jak nam się wydaje - dało by nam poczucie szczęścia. Pewnie dlatego dzieci marzą częściej niż dorośli. Świat dorosłych jest bardziej pragmatyczny i oparty na realizacji celów, które opłaca się zrealizować. Ja należałem do tych, którzy dużo marzyli, a potem, jako już dorosły człowiek zamieniłem te pragnienia na konkretne plany i cele. Z wiekiem odkryłem, że marzenia i plany przychodzą wraz z poznawaniem innych ludzi, którzy wnoszą do mojego życia nowe informacje, pomysły, spojrzenie.
Nigdy nie zadaję sobie pytań „po co?”, bo wiem, że one najszybciej zabijają chęć działania. Czasami nowe pomysły przychodzą same. Potem najczęściej przychodzi ta często pojawiająca się myśl zniechęcająca typu: „Eee to nie dla mnie, nie dam rady, nie stać mnie na to”. Warto wtedy zadać sobie pytanie: „jak to zrobić, gdzie szukać informacji, skąd wziąć środki finansowe…”. Czyli co zrobić, aby dopiąć swego? Te słowa, które mobilizują mają ogromne znaczenie. Czasami tylko zmieniając słownictwo na prawdę można zmienić spojrzenie na swoje życie i zobaczyć je w bardziej optymistycznych barwach.
Historie wielu zwykłych ludzi, którzy osiągali rzeczy niezwykłe, są potwierdzeniem tego, że ograniczenia są tylko w głowie. Ale to potwierdzają ci, którzy już dopięli swego. Ci którzy snują, ciągle widzą przeszkody niemożliwe do pokonania. Przekonałem się, że nic tak nie działa motywująco jak przykłady innych. W końcu jeśli ktokolwiek cos już zrobił, to ja tez mogę to osiągnąć. To moje wspierające przekonanie. Spróbuj je wykorzystać!
W ogóle ich tak nie nazywać. Nie ma porażek - są tylko lekcje i konsekwencje tych lekcji. Ja nauczyłem się koncentrować na tym jak wykorzystać to, czego się uczę, to, czego doświadczam, a nie na ubolewaniu, że jeszcze nie osiągnąłem upragnionego celu. Bo nie ma porażek. Są tylko informacje typu „not yet” czyli „jeszcze nie teraz”. Jeszcze czegoś musisz się nauczyć, jeszcze coś zmienić, znaleźć inną drogę. Przecież to jest to, co wielu uważa za najważniejsze w dojściu do celu – droga i wszystko czego nauczyliśmy się po drodze.
Kiedy koncentrujemy się na niepowodzeniu przestajemy koncentrować się na tym jak wyjść z dołka, jak pokonać przeszkodę, jak spróbować inaczej, itd. Więc nadmierne analizowanie wszystkich zdarzeń w kategorii porażki tylko nas spowalnia w znajdowaniu nowej skuteczniejszej metody. Ja w takich sytuacjach po prostu przyjmuje do wiadomości, że zrobiłem coś, co nie przyniosło oczekiwanego rezultatu, więc musze poszukać innego sposobu. To ważna lekcja. Jeśli ciągle robimy to samo, to ciągle otrzymujemy podobne rezultaty. Uczymy się na błędach, ale tylko wtedy, gdy jesteśmy świadomi, że je popełniamy. Ważne abyśmy próbowali innych metod. Kiedy już osiągniesz to co chcesz, wszystkie te sytuacje, które nazywasz porażkami nie będą miały znaczenia.
Odpowiedź jest prosta – po prostu zaufać. Zaufanie do siebie, swoich możliwości uczenia się i rozwijania, oraz odnajdowania w nowych sytuacjach, to według mnie najcenniejszy życiowy kapitał. Każdy dzień, każdy zrealizowany cel, to źródło zasilające zaufanie do siebie. Zapewne każdy miał chwile zwątpienia i to niezależnie od wieku. Bo strach pojawia się w każdym wieku i będzie nam towarzyszył przez cale życie. Jestem zwolennikiem podejścia, które mówi, że zaufanie budujemy każdego dnia. Podstawą do jego budowy jest ciągle nowa wiedza o sobie, swoich osiągnieciach, swoich zdolnościach, i swoich metodach do bycia skutecznym. Kiedy bowiem spojrzymy na swoje życie, to zobaczymy, że niezależnie od wysokości góry i stopnia trudności w podejściu, ostatecznie odnosiliśmy sukcesy. Ale tylko wtedy, kiedy nie poddawaliśmy się i wykonywaliśmy kolejny krok w nieznane - czyli naprzód. Warto czasami spojrzeć na swoje życie właśnie z takiej perspektywy góry, na która już weszliśmy. Zobaczyć wszystkie trudności które pokonaliśmy i po raz setny powtórzyć sobie: „Dam radę!”. Często to podkreślam, że dam radę, nie oznacza, że wszystkiego dokonam sam. Oznacza tylko, że znajdę sposób na pokonanie tych przeszkód, które pojawią się na mojej drodze.
Moje zaufanie do siebie oparłem na wszystkich dotychczasowych doświadczeniach, a lęk przed nieznanym pokonuje właśnie tym prostym „Dam radę!” . I szukam rozwiązań. Bo zaufanie do siebie, samo w sobie nic nie daje. Musi prowadzić do działania, do podejmowania kolejnych decyzji i doświadczania ich konsekwencji, aby dalej podejmować kolejne decyzje itd. Na końcu jest cel, do którego zmierzamy, i którego osiągnięcie możemy podsumować jednym zdaniem. Dopiąłem swego!
Dlatego zaufaj sobie. Każdego dnia zauważaj swoje sukcesy. Czasami wydają się małe, a czasami duże, ale zawsze stoją za nimi twoje decyzje. Więc to ty jesteś ich sprawcą, a to już wystarczający powód, aby założyć, że dalej również dasz sobie radę.
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.