Zarabiać na zainteresowaniach można było zawsze. Na maniaków motoryzacji czekał osiedlowy wulkanizator, domorośli rzeźbiarze zjeżdżali się raz do roku na Jarmark Dominikański. Najbardziej pracowici tworzyli nawet swoje własne firmy i przy odrobinie szczęścia udawało im się przetrwać w wybranej niszy dłużej niż rok.
A z czasem pojawił się Internet i jak to Internet ma w zwyczaju, wszystko pozmieniał. Łatwość niezależnego działania daje niespotykane wcześniej możliwości stworzenia sobie własnego miejsca pracy. I to jest główna rzecz, o której trzeba pamiętać przy planowaniu zarobku z własnego hobby. Naginanie umiejętności i pomysłów pod aktualną grę rynkową jest okej. Ale tworzenie własnej gry i naginanie rynku pod nią - to jest dopiero to.
Szeroko rozumiane "własne miejsce pracy" warto zacząć rozkręcać jeszcze w trakcie trwania edukacji. Doświadczenie formalne może być ewentualnie przydatne w tworzeniu kontaktów biznesowych i wchodzeniu w bardziej złożone kolaboracje (no i umówmy się, dobrze jest mieć na życie jakiś plan B), ale pierwsze kroki można stawiać jedynie w oparciu o pomysł i szybkie uczenie się w praktyce. Nie musi to być zarejestrowana firma – blog, forum, system szkoleń itp. można uruchomić jeszcze bez zarobku, dla samego rozwoju.
Po uruchomieniu modelu (jak powiedział mi kiedyś potrafiący zaszaleć w Dolinie Krzemowej Michał Wroczyński – „ideas are worthless”) warto na szybko oszacować jego faktyczne możliwości i od razu ocenić realne perspektywy zarobku. Gdy w naszej pracy pojawiają się pieniądze (czy to w wyniku własnej sprzedaży czy to dzięki umowom z zewnętrznymi firmami) warto się skupić na wstępnej analizie, ile ten przychód pochłonął faktycznych godzin i środków oraz jak łatwo będzie go zreplikować. Bo miesięczna „pensja” z własnych aktywności to nic innego jak suma pojedynczych wpłat – trzeba więc umieć nimi odpowiednio zarządzać.
Żeby ułatwić myślenie, postanowiłem podzielić ewentualne ścieżki rozwoju na trzy kategorie.
Jestem blogerem, więc spojrzę na ten wątek z perspektywy blogera.
Są w sieci pieniądze dla każdego, kto umie względnie składnie mówić (czy to w formie pisanej czy nagrywanej) i zna się na jakiejś tematyce na tyle, by móc coś wartościowego do niej wnieść. A jeśli ma się luźne poczucie humoru to ten punkt z tematyką można pominąć, wystarczy sama prezencja.
Założenie bloga to często mniej niż kwadrans roboty, praca potrafi być przyjemna (chociaż czasochłonna i wymagająca samozaparcia) i po mniej więcej roku do półtora można zacząć zbierać pierwsze owoce swojego wysiłku. Należy w tym okresie trzymać się w miarę wąsko własnej tematyki („lifestyle” przychodzi z czasem, czytelnicy zaczynają być po prostu ciekawi autora bloga), pisać regularnie oraz dbać, by nasze materiały rozchodziły się prawidłowo po wybranych sieciach społecznościowych.
Możliwościami zarobkowymi blogera są przede wszystkim (choć nie tylko - zaraz o tym wspomnę) współprace reklamowe bądź wizerunkowe, szczególnie w początkowym stadium kariery. Kampanie, ambasadorstwa, patronaty. Blogi to silne platformy i coraz więcej film patrzy łakomie na ich zasięg.
Pierwsze propozycje współpracy mogą pojawić się już na przełomie kilku miesięcy od opublikowania pierwszego posta. Najprawdopodobniej będą to krótkoterminowe kampanie reklamowe celujące jedynie w przekazanie swoim czytelnikom lub widzom pewnego komunikatu (np. promowanie konkursu lub test produktu). Warto te pierwsze propozycje spróbować przekuć w coś większego, fajnego, nawet jeśli miałoby się spędzić nad współpracę tę parę godzin więcej. Dobry wizerunek jest bezcenny, podobnie jak i zadowolona firma.
Pracujący i mogący się już pochwalić wzrostowym trendem blog zaczyna z kolei przyciągać uwagę firm zainteresowanych czymś więcej niż post sponsorowany lub prosta emisja. Jest to moment, w którym przy inteligentnym planowaniu działań oraz dokładnym dbaniu o własną jakość rzeczy „nie powinny pójść źle”. Brnięcie dalej nadal będzie trudne, ale szanse na zniknięcie w Internecie bez żadnego echa zaczynają wreszcie maleć. Ta swoista stabilizacja daje spory luz w działaniach – można rozwijać się dalej, np. dodając do bloga pisanego aspekt video lub tzw. podcast.
Uwaga internautów szybko się zmienia i warto mieć to na względzie – to, co było super ciekawe (jako forma, nie treść) rok temu może dziś już interesować jedynie najzapalczywszych fanów. Styl pisarski ewoluuje naturalnie razem z autorem (podobnie jak i mówienie, o ile nie ma się zewnętrznych scenariuszy), lecz warto czasem odświeżyć używane przez nas formaty (cykle lub stałe fragmenty programów).
Pieniądze czekają też na ludzi uzdolnionych manualnie. Wirtualne treści to nie wszystko. O szybkie streszczenie sytuacji w tym segmencie poprosiłem Monikę Czajkowską, tworzącą autorską biżuterię artystkę dostępną pod adresem Mini Must-Haves.
„Generalnie cały rynek modowy jest dość porządnie nasycony, więc jeśli ktoś chce kombinować w tym kierunku powinien nastawić się na bujną konkurencję. Zamiast szukania całej niszowej gałęzi, sugerowałabym znalezienie własnego, niepowtarzalnego stylu, który klienci mogliby docenić (bo często ludziom kupującym produkty z sektora handmade nie zależy na tym, żeby coś było modne i wszechobecne tylko właśnie unikalne, przykuwające wzrok).
W cenie są ciekawe rozwiązania, nieszablonowe materiały, łączenia itd. Wbrew pozorom nawet ograniczenie się do robienia samych bransoletek lub samych kolczyków otwiera niezliczone możliwości eksperymentowania (z tworzywem, z kolorem, z kształtem, z rozmiarem).
W skrócie - trzeba bazować na oryginalności własnych projektów.
Niestety (a może i "stety"!), nadchodzi moment, w którym pasja zaczyna przynosić konkretne dochody, a Ty wchodzisz w świat targów, umów, faktur i współprac. Jest to moment, w którym trzeba pomyśleć nad legalizacją działań i założeniem działalności gospodarczej. To oznacza oczywiście wiele nieprzyjemności, np. konieczność płacenia składki ZUS, ale jest też sporo korzyści.”
Prowadząc bloga można rozliczać się z firmami w wygodnej i prostej podatkowo formie umów o dzieło. Posiadanie własnych produktów wymusza jednak zainteresowanie się „prawdziwą działalnością” i parę minut spędzonych w bankach i urzędach. Będąc osobą młodą jest to jednak ułatwione np. dostępnymi ulgami. Wszystko wyjaśnią eksperci w okolicznym urzędzie miasta.
Rynek hand-made jest w Polsce bardzo prężny, więc perspektywy wzrostu i sukcesu powinny skutecznie przyćmić nieprzyjemności związane z papierkową robotą. Z jednej strony ma się bowiem działalność online, z drugiej jednak w dalszym ciągu czekają klienci „analogowi”.
Duże targi (chociażby grudniowy Kiermasz Pakamery albo wspomniany już Jarmark Dominikański) oraz regularnie mające miejsce w większych miastach jedno- lub dwudniowe „garażówki” to świetne okazje na reklamę i sprzedanie paru sztuk swoich wyrobów. Wydarzenia te przyciągają wielu twórców i są również dobrym bodźcem do nawiązania „branżowych” kontaktów mogących zaowocować zwiększeniem się rozpoznawalności lub zarobków.
Artystyczni twórcy powinni też być świadomi trendsetterów lub tzw. „hubów” w ich branży. W przypadku Moniki sugerowałbym bycie na bieżąco z modowymi blogerkami i małymi sklepami skierowanymi do podobnych grup docelowych co jej biżuteria. Artystę bardziej technicznego skierowałbym z kolei do internetowej sceny majsterkowiczów. Taki networking to przyjemna i bardzo skuteczna sprawa.
Aby efekty uzyskane braniem udziału w garażówkach oraz współpracami z tzw. mikro celebrytami mogły odpowiednio wpłynąć na rozwój artysty warto zadbać o stronę z prawidłowymi kanałami social media. Może to być blog, lecz nie musi. Jeśli tworzone produkty są ładne wizualne – może warto postarać się o śliczne zdjęcia i reklamować je w miejscach, w których spędzają czas odbiorcy? Zamiast własnej strony można poprzeć działający sklep np. „tablicą” na Pintereście. A może galerią na DeviantArt? Możliwości jest wiele.
Ostatnim z segmentów zarabiania na własnych zainteresowaniach jest wreszcie świetne rozeznanie w pewnej tematyce ścisłej – informatyce, technice dźwiękowej itp. To odpowiednie miejsce dla osób nie mających specjalnych chęci na zostanie osobą publiczną (co często spotyka w efekcie blogerów).
Spytałem się Arkadiusza Hajduka (jednego z głównych polskich hubów w tematyce start-upów) czy w tej branży jest coś takiego jak wiek minimalny i jak można odnaleźć swój „dream-team”.
„Nie ma wieku minimalnego. Przykłady Krystiana Gontarka czy też przykłady stąd dają jasność, że nawet dzieci mogą stworzyć nieźle działający biznes. Wykształcenie jest w przypadku start-upu „nice to have”, nie zaś – „must to have”. Praktyczne doświadczenie jest bezcenne. Nawet z teoretycznymi podstawami, trzeba nauczyć się w praktyce, jak to działa. Żeby poznać potencjalnego współpracownika trzeba przede wszystkim być aktywnym i starać się to zrobić. Są wydarzenia start-upowe takie jak Startup Weekendy, Startup Sprinty, barcampy, itp. Są też regularne spotkania przy kawie (np. nasz poznanski P-Team), lub grupy facebookowe jak "Szukamy co-foundera". Nie ma natomiast regularnych spotkań „w realu” dedykowanych samemu poznawaniu - ale skoro akurat zapytałeś - organizujemy właśnie z Michałem Olszewskim taki cykl pod nazwa Datecamp.pl.”
Branża startupów to bardzo duży system naczyń połączonych, a więc są spore szanse, że przy trafieniu na jedną ze stron lub blogów bardzo szybko zahaczy się o pozostałe. Jest to też branża tworzona i opiniowana przez charyzmatyczne jednostki, spośród których szczególnie do obserwowania na zupełny start poleciłbym Arkadiusza Hajduka, Arta Kurasińskiego i Grzegorza Marczaka. Trójka panów bardzo szybko dostarczy na Twojego facebooka wystarczająco dużo informacji by złapać ogólne „co i jak”.
Szczególną uwagę należy przykładać do organizowanych regularnie małych spotkań, bo to dzięki kontaktom z nich wyniesionym zaczyna się mieć realne szanse na zrobienie czegoś praktycznego ze swoim pomysłem. Potem przychodzą spore imprezy. A potem, jeśli ma się szczęście, talent i upór – inwestorzy.
Istotne jest bycie postacią wyrazistą, gdyż natłok młodych, aktywnych start-upowców może skutecznie przyćmić pomysł, który na danej konferencje lub forum bardzo chcemy przepchnąć. Na przełomie tego tekstu widać jednak, że dbanie o odpowiednio zarządzany wizerunek punktuje niezależnie od wybranej działalności.
Słowem zamykającej zachęty - i można, i warto. Zarabianie na zainteresowaniach jest bardzo w porządku, bo choć rozwija się często wolniej od "tradycyjnej kariery" to przecież a) może iść równolegle lub b) stać się hitem dosłownie od pierwszych tygodni. A przede wszystkim c) na dłuższą metę jest to czysta satysfakcja.
To co. Czym się zajmiesz?
Źródło zdjęcia: Shutterstock.com
Aby dodać komentarz, musisz się zarejestrować. Jeśli jesteś już zarejestrowany, zaloguj się. Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś, zarejestruj się i zaloguj.