O Qurczę, ale mam pomysł na biznes! Rozmowa z Igą Czubak

Czy wegetarianie i weganie mają szansę, by do serialowego maratonu zasiadać razem z kubełkami pełnymi chrupiących stripsów? Teraz już tak! A wszystko dlatego, że swoją szansę w biznesie wykorzystała Iga Czubak – twórczyni roślinnego Qurczaka, bohaterka nowego spotu ING Banku Śląskiego, przygotowanego w ramach kampanii „Przedsiębiorcy - u was nie ma, że się nie da”.

 

Czy - jak zapowiada to reklama z tobą w roli głównej - indyjska kuchnia w Wielkiej Brytanii odkryła już twojego roślinnego Qurczaka? Czy miłośnicy kurczaka tikka masala z Londynu mogą już delektować się swoim ulubionym daniem w bezmięsnej, qurczakowej odsłonie?

 

Na tę chwilę jeszcze nie, ale ten moment nadchodzi już wielkimi krokami. Pracujemy nad tym nieustannie, bo wiemy, że ludzie zagranicą czekają na taki produkt, jak nasz. Dostajemy mnóstwo zapytań od dystrybutorów zagranicznych - nie tylko z Wielkiej Brytanii, ale także z wielu innych, europejskich i pozaeuropejskich krajów. Jesteśmy obecnie na etapie opracowywanie międzynarodowej marki, pod którą świat pozna Qurczaka…

 

Czy będzie to Qchicken?

 

(Śmiech). Cały czas się nad tym zastanawiamy. Mamy swoje propozycje, a do pomocy zaprosiliśmy także osoby, które obserwują nas w mediach społecznościowych. Nasi followersi są ogromnie kreatywni, bardzo w nas wierzą i nas wspierają, pomyśleliśmy więc, że zaangażujemy ich w budowanie naszej globalnej nazwy. Ogłosiliśmy konkurs z nagrodą w postaci 1000 zł do wydania w Qurczaku i zebraliśmy bardzo dużo bardzo fajnych propozycji. Teraz najtrudniejszy etap, bo wspólnie z agencją musimy się na coś zdecydować.

 

Więcej o pożyczce na rozwój firmy> 

 

A jak wygląda obecnie polska dystrybucja Qurczaka?

 

Z każdego miejsca w Polsce można zamawiać w naszym sklepie internetowym, i kurier przywozi nasze produkty wprost do domu. Cały czas pracujemy nad poszerzeniem krajowej dystrybucji. Dogadujemy się z kolejnymi sklepami. Zaczęliśmy od tych mniejszych, bo tam zwyczajnie była najmniejsza bariera wejścia. Ale teraz rozmawiamy też z dużymi sieciami i naszym celem jest to, by Qurczak był w każdym hipermarkecie - tam, gdzie ludzie robią zwykłe, codzienne zakupy. Chodzi o to, aby po prostu móc wziąć zamiast mięsa parę paczek naszego Qurczaka, bez żadnych szczególnych poszukiwań czy specjalnych starań. Chciałabym, aby to wszystko stało się JUŻ, ale już szybciej nie da się chyba pracować (śmiech). Biznes rozwija się bardzo dynamicznie, ale rzeczy, nad którymi musimy czuwać, jest mnóstwo. Mamy tylko naszą wewnętrzną produkcję, bo - z racji strzeżonej technologii, której nikt inny nie stosuje - nie mogliśmy zlecić podwykonawstwa, co robi wiele młodych firm, gdyż tak jest najłatwiej. Uruchomienie większego zakładu produkcyjnego, do którego właśnie się przenieśliśmy, zatrudnienie ludzi to bardzo czasochłonny i pracochłonny proces. Wygląda to dokładnie tak, jak w reklamie ING - dystrybutorzy i klienci tylko czekają, aż będziemy mieć odpowiednio duże moce przerobowe. Kiedy zadzwoniono do mnie z propozycją nakręcenie spotu, od razu powiedziałam, że to jest niesamowite, bo scenariusz idealnie odzwierciedla naszą prawdziwą sytuację. A więc nasz priorytet na teraz to przeskalowanie produkcji do rozmiarów pozwalających zaspokoić zapotrzebowanie wszystkich.

 

Roślinny Qurczak powstaje na bazie  fasoli i białka pszenicy, a wyróżnia go nie tylko świetny smak, ale także imitująca mięsne włókna struktura. Jak narodził się pomysł na ten produkt? I jak udało Ci się wcielić go w życie?

 

Pomysł tak właściwie przyszedł do mnie sam. Z uwagi nad dobro zwierząt, kryzys klimatyczny i własne zdrowie w pewnym momencie przestałam jeść mięso, niemalże z dnia na dzień. Wycofanie produktów zwierzęcych z diety to radykalna zmiana, także dlatego, że trzeba kompletnie zmienić cały sposób gotowania. Brakowało mi na rynku produktu, który nie wymagałyby przestawienia się na zupełnie inną kuchnię; produktu, który przygotowywałabym zamiast mięsa, ale w taki sam sposób. Po co zmieniać całe podejście do przygotowywania posiłków, kiedy można wymienić tylko ten jeden problematyczny element? Wiedziałam, że osób takich jak ja jest coraz więcej, spotykałam się z podobnymi potrzebami i opiniami, postanowiłam więc coś z tym zrobić. Zaczęłam eksperymentować…

 

Stało za tobą jakieś przygotowanie teoretyczne np. magisterka z technologii żywności?

 

Nie. Studiowałam neurokognitywistykę. Ale to m.in. właśnie dzięki tym studiom rozwinęłam w sobie fascynację naukowymi aspektami prostych rzeczy, a to przy tworzeniu Qurczaka było być może kluczowe. Jakby to szumnie nie brzmiało, pragnęłam jakoś wykorzystać naukowe podejście do rzeczywistości dla wyższego, ale powszechnego dobra. Ostatecznie padło właśnie na kulinaria. Kombinowałam z różnymi produktami, aż udało mi się opracować fajną technologię, która daje właśnie te wspomniane przez ciebie włókna, bardzo przypominające włókna mięśniowe. Mając już bazę, tę strukturę mięsa, skupiłam się na opracowywaniu dobrego smaku. Sięgałam po różne przyprawy, cały czas pamiętając o tym, by skład był jak najczystszy, bez żadnych chemicznych dodatków, konserwantów, stabilizatorów itp. Eksperymentowałam z takimi rzeczami jak suszony czosnek, cebula, płatki drożdżowe… Udało mi się osiągnąć smak w miarę neutralny: tak jak to jest właśnie z kurczakiem, który sam w sobie za dużo smaku nie ma, a jego kulinarny potencjał objawia się dopiero wówczas, kiedy coś dobrego z niego zrobimy. Qurczak ma delikatny, przyjemny, może nieco rosołowy smak - taki, który pozwala z niego zrobić dokładnie takie danie, jakie chcemy.

 

Czyli, podobnie jak autor legendarnej amerykańskiej panierki, masz swój sekretny, opatentowany przepis, który teraz będą próbowali odszyfrować i podrobić producenci na całym świecie?

 

Tak, naszej receptury strzeżemy bardzo pilnie. Procedurę patentową będziemy uruchamiać, ale nie jest to takie oczywiste, bo generalnie patenty są jawne. Podjęliśmy taką strategiczną decyzję, aby najpierw zbudować markę, zwiększyć skalę produkcji i pozycję na rynku, a patentem zająć się później. Mamy na pokładzie prawdziwego mistrza panierki i stosujemy swoją mieszankę przypraw, z której jesteśmy bardzo dumni. Ale oczywiście wszystko można zrobić jeszcze lepiej, więc naszą recepturę stale poprawiamy czy dodajemy kolejne warianty smakowe.

 

A jak w porównaniu z mięsem drobiowym wypada Qurczak jeśli chodzi o ekologię, np. zużycie potrzebnej do produkcji wody czy ślad węglowy.

 

W dzisiejszych czasach już bardzo dużo znaczy samo to, że produkt nie jest odzwierzęcy. W kwestii zużycia wody zestawienia są dość klarowne. Do wyprodukowania 1 kg wołowiny potrzeba prawie 15 000 litrów wody, a do wyprodukowania 1 kg mięsa drobiowego prawie 5000 litrów. Według naszych wstępnych szacunków na 1 kg naszego produktu przypada raptem  maksymalnie kilkadziesiąt litrów wody. Współpracujemy z zewnętrzną firmą, która już wkrótce ma nam dostarczyć dokładny raport na ten temat, bo w przypadku naszej technologii obliczenia nie są tak oczywiste. Ale staramy się być EKO także na każdej innej związanej z prowadzeniem działalności płaszczyźnie. Przykładowo: nasze produkty musimy wysyłać w odpowiedniej temperaturze. Standardowo w takim celu stosuje się styroboksy i schładzacze, a całość  zakleja się plastikową taśmą. My postanowiliśmy wykorzystywać kartony i styropian. Ten styropian na razie musi być, ale już zbieramy od producentów alternatywne pomysły, by móc z niego zrezygnować. Rozwiązaniem będzie prawdodpobnie wyściółka z papieru z recyklingu, ale by móc to wdrożyć, musimy wpierw zwiększyć skalę, bo na razie nie możemy zamówić takiego minimum logistycznego, jakie mają wytwórcy. Zamiast taśmy foliowej  wprowadzmy taśmę papierową z klejem ze skrobii, zamiast schładzaczy, które po otrzymaniu przesyłki można tylko wyrzucić, stosujemy zamrożoną wodę w butelkach: tą wodą można później podlać kwiatki, a butelka idzie do przetworzenia. Nasze oddziaływanie na środowisko staramy się minimalizować jak tylko jesteśmy w stanie. Cały czas poszukujemy i wprowadzamy kolejne eko-rozwiązania. Niestety przekłada się to na cenę. Część kosztów muszą ponieść konsumenci, ale część bierzemy na siebie, bo nie wyobrażamy sobie modelu biznesowego bez uwzględnienia troski o środowisko. Działamy też lokalnie i to do tego stopnia, że sami czasami jeździmy do producenta po worki fasoli, z której powstaje Qurczak.

 

Rynek produktów wege rośnie w Polsce z roku na rok. Co ważne, tego typu potrawy przestały być utożsamiane tylko z konkretnym, dość restrykcyjnym rodzajem diety. Rozwija się moda na flexitarianizm, czyli zdrowe odżywianie połączone ze swobodnym kosztowaniem smakołyków z różnych kulinarnych obszarów, a wielkie koncerny spożywcze regularnie wprowadzają jakąś bezmięsną nowość, która przekonuje do siebie nawet największych tradycjonalistów. Czy czułaś, że Twój rośliny Qurczak może pojawić się teraz lub nigdy, bo za moment tę lukę rynkową wykorzysta i przejmie ktoś inny?

 

Zdecydowanie tak. Od początku miałam takie poczucie, że mieliśmy idealny timing. Zaczynaliśmy prawie dwa lata temu i od tego czasu bardzo wiele się zmieniło - tak na rynku, jak i w samej świadomości konsumentów. Warto zauważyć, że kiedyś mówiło się o „substytutach albo zamiennikach mięsa”, co w głowie wielu osób automatycznie łączyło się z kategorią podróbki, czymś znacznie gorszym od oryginału. Dziś mówimy o „mięsie roślinnym”, co rodzi już zupełnie inne skojarzenia. Podejście społeczeństwa do żywności wege stale i dynamicznie ewoluuje. I wydaje mi się, że gdybyśmy zaczynali teraz, byłoby nam o wiele trudniej. Z jednej strony: kto pierwszy ten lepszy i trzeba wykorzystywać pojawiające się okazje. A z drugiej: rynek jest ogromny i ta nisza cały czas się powiększa. Marzę o tym momencie, gdy konsumenci będą mogli wybierać z kilkunastu rodzajów roślinnego mięsa. Nie będą kupować tego, co jest akurat dostępne, ale to, na co będą mieli ochotę. Na razie jest miejsce dla wszystkich, ale za parę lat zostaną tylko najlepsi. Robimy, co możemy, aby znaleźć się w tym gronie. Chcemy, żeby konsumenci przywiązali się do naszej marki, żeby nasz produkt im smakował, żeby wiedzieli, że on jest zdrowy i można go fajnie podać.

 

Czy pandemia jest dla Ciebie raczej przeszkodą czy szansą? Z jednej strony rynek restauracyjny boryka się z wielkimi trudnościami, ale z drugiej więcej gotujemy teraz w domach i chyba chętniej eksperymentujemy z nowymi składnikami?

 

Z perspektywy czasu widzę, że to była dla nas szansa, którą mam nadzieję dobrze wykorzystaliśmy. Ale jakby nie patrzeć, w pewnym momencie przyszedł kryzys. Kiedy nastała pandemia, byliśmy na etapie, kiedy zaopatrywaliśmy głównie segment HORECA [od ang. Hotel, Restaurant, Catering/Café - przyp. red.]. I wraz z lockdownem z dnia na dzień straciliśmy większość klientów. Stanęliśmy przed ogromnym wyzwaniem, co z tym zrobić. W głowach już wcześniej mieliśmy plany, by wprowadzić Qurczaka jako produkt detaliczny, który klienci będą mogli sobie kupić i ugotować samodzielnie w domach. Ale to były takie plany, które wdrażaliśmy powoli, bo biznes kręcił się na wypracowanym wcześniej modelu. W obliczu nowej sytuacji, byliśmy zmuszeni, żeby ten projekt wdrożyć bardzo szybko i sprawnie. Na szybko postawiliśmy sklep internetowy, wprowadziliśmy nowe warianty smakowe, których wcześniej nie mięliśmy dla gastronomii… I to wszystko nam się udało i w ostatecznym rozrachunku wyszło nam na dobre. Gdybyśmy nie zostali zmuszeni przez okoliczności do tak szybkiego działania i radykalnej zmiany, cały proces na pewno zająłby nam znacznie więcej czasu. Przez pandemię ludzie nie tylko więcej gotują w domu, ale także - zamknięci w 4 ścianach - więcej myślą o środowisku. I tutaj Qurczak okazał się fajną odpowiedzią.

A co dla ciebie osobiście oznacza wykorzystywanie szansy w biznesie? Co doradziłabyś debiutującym przedsiębiorcom?

 

Uważam, że najważniejsza w budowaniu własnego biznesu jest odwaga. Często pojawiają się okazje, które wymagają bardzo odważnego działania i podejmowania ryzyka, żeby w pełni z nich skorzystać. Sama lubię ryzyko i potrzebuję wielu bodźców wokół mnie, żeby dobrze funkcjonować. Ale pomimo tego staram się unikać nieuzasadnionej brawury.  Dlatego zawsze próbuję wszystko dokładnie przemyśleć, przewidzieć potencjalne konsekwencje - zwłaszcza, jeżeli mogą być negatywne, i w taki sposób podejmować działanie, żeby zminimalizować szansę na niepowodzenie. Dodatkowo, myślę, że trzeba być też pewnym siebie – zdarza się, że niektórzy kwestionują moje decyzje i często mam odruch, żeby się wycofać. Jednak z doświadczenia widzę, że warto ufać swoim instynktom i nawet jeżeli robię coś wbrew zdrowemu rozsądkowi i radom osób wokół mnie, najczęściej wychodzi mi to na dobre. Co oczywiście nie oznacza, żeby nie brać pod uwagę zdania innych. Mam to szczęście, że dołączają do mnie osoby, które nie tylko tak samo mocno jak ja wierzą w nasz projekt, ale mają też niesamowite doświadczenie i kompetencje, o których ja mogę tylko pomarzyć. Tak więc zawsze staram się włączyć parę osób w procesy decyzyjne, żeby kwestionowały to, co ja wymyślę, i żebyśmy razem mogli wypracować najlepszy plan. Tak więc zgrany i zaangażowany zespół to element, bez którego sukces w biznesie wydaje mi się niemożliwy.

 

A jak widzisz to zagadnienie od strony czysto finansowej?

 

W budowaniu biznesu ważne jest robienie dobrego researchu i branie pod uwagę wielu możliwych rozwiązań oraz wybranie tego, z którym czujemy się najbardziej komfortowo i które jest najbardziej dopasowane do naszych potrzeb. I tutaj dobrym przykładem jest właśnie finansowanie firmy. Wiadomo, że bez kapitału ciężko jest zbudować szybko rosnący biznes. Opcji finansowania jest naprawdę wiele i każda z nich ma swoje plusy i minusy. Można na przykład zaprosić do współpracy inwestorów i fundusze inwestycyjne, co nie jest łatwe i oznacza oddanie części firmy. Jednak często wkładem takich podmiotów są nie tylko pieniądze, ale również wiedza i doświadczenie. Z drugiej strony, jest bardzo dużo funduszy, na przykład unijnych, które wspierają rozwój w biznesie i tworzenie innowacyjnych rozwiązań, ale łączy się to z wieloma formalnościami i wymaga po prostu sporo czasu. Kolejna opcja to finansowanie z banku, tu jednak ważne jest udokumentowanie sukcesów i osiągnięć firmy, co na początkowym etapie budowania biznesu nie jest takie łatwe, daje jednak możliwości finansowania działania firmy na wielu polach. Reasumując, uważam, ze podstawa to projekt, w który się wierzy, budowanie go z osobami, których kompetencje uzupełniają nasze braki, oraz bardzo dokładne planowanie i świadome podejmowanie decyzji. Tak można zbudować fajny, prężnie działający biznes.