Biegiem do Pomarańczowej Siły! Rozmowa z Alicją Jeromin

12,43 s na setkę, 25,49 s na dwieście metrów i 58,23 s na czterysta. Uczestniczka czterech igrzysk paraolimpijskich (Ateny 2004, Pekin 2008, Londyn 2012 i Rio de Janeiro 2016), sześciu Mistrzostw Świata i pięciu Mistrzostw Europy. Niemal z każdej wielkiej imprezy, na której się pojawia, przywozi jakiś medal! Chociaż urodziła się bez lewego przedramienia, od dziecka jest bardzo aktywna i kocha sport.

Teraz tą miłością zaraża dzieci, jako ambasadorka programu Pomarańczowa Siła Fundacji ING Dzieciom.  Z Alicją Jeromin – paraolimpijką, lekkoatletką, sprinterką, byłą zawodniczką tenisa stołowego – rozmawiamy o pokonywaniu barier, roli aktywności fizycznej w życiu dzieci z niepełnosprawnościami i sportowej integracji w ramach Pomarańczowej Siły.

 

 

Na rozgrzewkę pytanie, które zadaję każdemu ambasadorowi Pomarańczowej Siły, czyli również Michałowi Polowi i Marcinowi Ryszce: W jakiś sposób skrzyżowały się i połączyły Twoja sportowa droga i działania Fundacji ING Dzieciom?

 

Z Marcinem Ryszką znamy się od wielu lat. Nie pamiętam dokładnie, w którym roku się poznaliśmy, ale na pewno dość dawno temu. A spotykaliśmy się wielokrotnie podczas takich dużych sportowych wydarzeń, jak igrzyska paraolimpijskie. Z Michałem Polem miałam przyjemność poznać się, kiedy był on attaché prasowym komitetu paraolimpijskiego podczas Igrzysk w Rio de Janeiro w 2016 roku. Zaproszenie do udziału w Pomarańczowej Sile dostałam właśnie od nich. Zgodziłam się bez wahania, bo cała inicjatywa oraz cel tego projektu są bardzo ciekawe i ważne.

 

Jako znana, ceniona i utytułowana sportsmenka angażowałaś się już i wciąż angażujesz w wiele wartościowych akcji, m.in. Wings for life World Run. Nasi Mistrzowie. Znajdź sponsora, Elita Czyta, Para.Olimpijczycy… Czym na tle innych projektów, których byłaś ambasadorką, najbardziej wyróżnia się Pomarańczowa Siła?

 

Przede wszystkim Pomarańczowa Siła skupia się stricte na najmłodszych, na dzieciach. W dzisiejszych czasach – kiedy dzieci najchętniej spędzają czas przed ekranami komputerów, laptopów, telefonów i tak dalej – niełatwo jest je zachęcić i przekonać do aktywności fizycznej. Temat otyłości dotyczy coraz bardziej polskich dzieci i też częściej się o nim mówi. Druga, równie istotna rzecz, to to, że Pomarańczowa Siła nie koncentruje się tylko na dzieciach pełnosprawnych, ale na integracji dzieci pełnosprawnych z dziećmi z niepełnosprawnościami. A to jest szalenie ważny aspekt. Wciąż potrzebujemy w naszym społeczeństwie budowania świadomości, że dzieci z niepełnosprawnościami są wśród nas, że trzeba je normalnie traktować i umożliwiać samorealizację.

 

Pomarańczowa Siła, tak jak wszystkie inne inicjatywy o charakterze sportowym, musiała i nadal musi, zmagać się z ograniczeniami spowodowanymi pandemią. Kiedy tylko nabierała rozpędu, pojawiały się obostrzenia, które krzyżowały jej plany. Ale nawet w czasie lockdownu nie próżnowaliście?

 

Faktycznie, cała ta historia z koronawirusem i zawieszenie całego, nie tylko sportowego, życia sprawiły, że Pomarańczowa Siła jeszcze dobrze nie ruszyła z kopyta, a już musiała zawieszać swoją działalność. Olimpijska edycja programu miała się zacząć i skończyć w tamtym roku, ale z oczywistych względów nie udało się do tego doprowadzić. Na jakiś czas przenieśliśmy się więc do internetu. Powstały ciekawe akcje, konkursy czy filmiki, na których pokazywaliśmy, jak przyjemnie trenować w domu. Staraliśmy się, aby dzieci nie zapomniały o Pomarańczowej Sile i były aktywne także w czasie izolacji społecznej. W momencie, kiedy poluzowano obostrzenia i dzieci wróciły do szkoły, udało nam się z Pomarańczową Siłą zorganizować pierwszy event. Odwiedziliśmy Zabrze i liczyliśmy na kolejne wizyty wkrótce, ale niestety znów los splatał nam figla. Mam jednak nadzieję, że już niedługo ruszymy pełna parą.

 

A jak dla Ciebie, czynnej zawodniczki, wyglądał ten dziwny 2020 rok?

Miniony rok był bardzo specyficzny i trudny, nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam. Zastygł sportowy świat, a Igrzyska Olimpijskie w Tokio przełożono na 2021 rok. Mam nadzieję, że teraz już nic, żadna siła nie powstrzyma ich organizacji. Największym wyzwaniem w tym pierwszym etapie pandemii podczas lockdownu, była organizacja treningów. W marcu, zaraz po przyjeździe z obozu treningowego, na dobrą sprawę zamknięto nas w domach i nie mogliśmy normalnie trenować. A trening biegacza jest rozbudowany - trzeba wyjść na stadion, na siłownię. Radziliśmy sobie, jak mogliśmy. Mąż przywiózł mi bieżnię do domu, zorganizował w piwnicy siłownię, więc jakoś ten najcięższy okres udało mi się przetrwać. Później, kiedy poluzowano obostrzenia, można już było normalnie wyjść, wznowić cały program treningowy, wyjechać na kilka obozów, a nawet wziąć udział w zawodach. Wprawdzie były to tylko zawody na naszej krajowej scenie, ale udało mi się wystartować i to z w miarę fajnymi rezultatami. Nie byliśmy jednak, i nadal nie jesteśmy pewni, co się wydarzy z dnia na dzień. Póki co mogę kontynuować pełnowartościowe treningi i jako sportowiec funkcjonować normalnie. Odbywają się obozy, więc kontynuuję swoje przygotowania do Igrzysk w Tokio.

 

A jak odbierasz organizowanie wydarzeń sportowych bez kibiców? Lepiej przekładać i czekać, aż fani będą mogli się pojawić na stadionie, czy startować przy pustych trybunach?

 

Wydaje mi się, że czekanie już w niczym tutaj nie pomoże. Bo możemy tak czekać w nieskończoność. Przekładanie kolejnych dużych imprez sportowych nie ma już chyba sensu. Najlepszym rozwiązaniem może być organizowanie imprez bez udziału kibiców, a jeśli tylko będzie taka możliwość - w zmniejszonym gronie fanów, w szczególnym reżimie sanitarnym, który pomoże powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa. W grę oczywiście wchodzą szczepionki - jako sportowcy bardzo liczmy, że pomogą one w powrocie do normalnego życia. Ale oczywiście puste trybuny są smutnym doświadczeniem. Pełne kibiców niosą. Na igrzyskach, kiedy jest komplet widzów, tworzy się atmosfera, która dodaje skrzydeł. Trudno mi sobie wyobrazić Igrzyska w Tokio bez publiczności na trybunach, ale wolę, aby odbyły się bez kibiców, niż nie odbyły w ogóle.

 

Twoja przygoda ze sportem zaczęła się od tenisa stołowego i dopiero po kilku latach zwróciłaś się w stronę lekkoatletyki. To chyba dość niezwykła zmiana dyscypliny? Jak do tego doszło?

 

Trafiłam do sportu w dość młodym wieku i trochę przypadkowo. Nie planowałam, że będę grać w tenisa stołowego, a tym bardziej biegać. To był zbieg okoliczności, że swoją przygodę ze sportem zaczęłam właśnie od tenisa stołowego. W mojej szkole podstawowej odbywały się zajęcia tenisowe i stwierdziłam, że po prostu pójdę sobie zobaczyć, jak to  wygląda. I tak jakoś fajnie to wszystko zaczęło się rozwijać. W międzyczasie trafiłam do mojego rodzimego klubu Radomskiego Stowarzyszenia Sportu i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych Start. Tam oprócz sekcji tenisa stołowego odbywały się zajęcie lekkoatletyczne, pływanie, podnoszenie ciężarów i wiele innych. I tak to kiedyś było, w latach 90., że chodziło się trochę na wszystko: i na tenisa, i na lekkoatletykę, i na pływanie i różne inne dyscypliny. Przy jakiejś okazji pojechałam na swoje pierwsze zawody lekkoatletyczne i bardzo mi się to spodobało. Przez kilka dobrych lat, jako nastolatka, ciągnęłam za ogon obie dyscypliny. Ale przyszedł taki czas, kiedy zaczęłam już dobrze sobie radzić zarówno w lekkoatletyce, jak i w tenisie stołowym. Wtedy musiałam podjąć decyzję, którą dyscyplinę wybieram. Postawiłam na lekkoatletykę. Decyzja na pewno była częściowo podyktowana tym, że i mama, i siostra trenowały lekkoatletykę. Było to więc bliskie mojemu sercu i można powiedzieć, że przekazane w genach. W coraz szybszym bieganiu, ciągłym poprawianiu swoich rekordów życiowych odnalazłam największy fun.

 

W kilku wywiadach wspominasz, że jako dziecko i studentka wychowania fizycznego nie zawsze byłaś traktowana sprawiedliwie i nie omijały Cię różne przykrostki ze strony innych osób. Jak uodpornić dzieci z niepełnosprawnościami na tego typu sytuacje? A może już wcale nie trzeba tego robić, bo mamy już na tyle świadome i otwarte społeczeństwo, że takie rzeczy nie mają miejsca?

 

Kiedy byłam dzieckiem, w latach 80. i 90., świadomość, że osoby z niepełnosprawnościami są na świecie, faktycznie była znikoma. Tak, zdarzało się, że gdy ktoś mnie zobaczył na ulicy – zobaczył, że nie mam ręki – odwracał się, wytykał palcem czy szeptał gdzieś tam, że „o matko, co za biedne dziecko”. Na przełomie ostatnich lat na szczęście dużo się tu jednak zmieniło. W kwestii jakiejś rady dla dzieciaków z niepełnosprawnościami, to myślę, że najważniejsza jest tu rola rodzica. Kiedy rodzic nie izoluje swojego dziecka z niepełnosprawnościami od rówieśników, kiedy wspiera swoje dziecko, pozwala mu się wykazać i nie zabrania mu wielu rzeczy - nie trzyma go, jak to się mówi, pod szklanym kloszem - dziecko będzie sobie dobrze radziło ze swoją niepełnosprawnością. Wiadomo, zdarzają się różni ludzie, różne dzieci, i zawsze ktoś się zdziwi, że jak to np. „biegać na wózku?”. Ale nasze społeczeństwo staje się coraz bardziej świadome, pojawia się coraz więcej pozytywnych inicjatyw integracyjnych. A Pomarańczowa Siła jest tutaj najlepszym przykładem.

 

Jesteś jedyną kobietą wśród ambasadorów Pomarańczowej Siły, wydaje mi się więc naturalne poruszenie z Tobą tematu aktywności fizycznej dziewczyn. Widziałam niedawno badania, z których wynikało, że nawet około 50% uczennic regularnie unika WF-u? Obserwujesz takie zjawisko? A jeśli tak, to jaka może być tego przyzna?

 

Ciężkie pytanie. Nie ma jakiejś szczególnej wiedzy, czy obserwacji w tym temacie. Wydaje mi się, że może się za tym kryć wpływ internetu. Social media, pokazywanie kobiecego piękna w zupełnie nienaturalny sposób. Kiedy młode dziewczyny patrzą na takie idealne, wyrysowane w programie graficznym ciała, nieskazitelne twarze, mogą wpadać w kompleksy i czuć niechęć do przebierania się w szatni, czy biegania w szortach. Dojrzewające nastolatki, których ciało się rozwija, często czują się skrępowane. Nierealne standardy piękna mogą tu być sporym problemem.

 

A jak zachęciłabyś młode dziewczyny do uprawiania sportu? Co Tobie osobiście dał sport?

 

Sport daje pewność siebie, uczy samodzielności i kształtuje charakter. Już jako młoda dziewczynka sama wyjeżdżałam na zawody. Ale pamiętajmy, że ciężko jest tak z dnia na dzień namówić jakąś młodą dziewczynę, czy w ogóle młodego człowieka do aktywności fizycznej i sportu. To jest pewien proces związany z promocją sportu, zachęcaniem, pokazywaniem, jak piękną częścią życia może być sport. Żeby chcieć trenować, trzeba to poczuć, spróbować. Pozytywnych emocji, jakie daje sport, trzeba po prostu doświadczyć. I później można sobie szczerze odpowiedzieć: czy to jest dla mnie czy nie. Dla mnie sport stał się też sposobem na połączenie dwóch pasji: biegania i podróżowania. Dzięki sportowi odwiedziłam bardzo wiele miejsc na świecie. Chociaż obozy treningowe i zawody sprawiają, że prawie cały czas nie ma mnie w domu, to kiedy mam trochę wolnego, wykorzystuję czas na podróże.

 

Często zaznaczasz, że dla młodego sportowca jedną z najważniejszych rzeczy w karierze jest spotkanie na swojej drodze właściwego trenera. Program Pomarańczowa Siła skierowany jest nie tylko do dzieci z niepełnosprawnościami oraz ich zdrowych koleżanek i kolegów, ale też do wychowawców, nauczycieli, opiekunów. Czym powinien odznaczać się dobry trener lub wychowawca, szczególnie, gdy pracuje również z osobami z różnymi niepełnosprawnościami?

 

Zawsze podkreślam, że na wynik pracuje nie jedna osoba, ale dwie: zawodnik i trener. Dobry trener, nauczyciel i wychowawca charakteryzuje się przede wszystkim tym, że w pełni poświęca się swojej pasji. Nie prowadzi zajęć z dziećmi tylko po to, aby „odhaczyć kolejny dzień w pracy”. Trzeba wkładać w to całe swoje serce. Bardzo ważne jest też nie traktowanie grupy, z którą się pracuje, ogólnikowo. Prowadząc zajęcie z kilkunastoma lub więcej dzieciakami, zawodnikami, ciężko jest trenerowi skupić się na każdym z nich. Ale dobrego trenera wyróżnia umiejętność poświęcenia części swojego czasu tylko danej osobie. Zarówno pod kątem wskazania błędów, jak i motywowania.

 

W 2018 roku zajęłaś wysokie VI miejsce w plebiscycie na sportowca roku Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych Start”. Gratulacje. Ale czy nie uważasz, że przyszedł już czas, aby sportowcy z niepełnosprawnościami i pełnosprawni spotykali się na jednej gali i najlepsi byli wyłaniani bez względu na ich różne ograniczenia?

 

W różnych plebiscytach lokalnych, np. na Najpopularniejszego Sportowca Ziemi Radomskiej,  często jest taka forma, że wyłania się laureatów wspólnie, czyli bez względu na to, czy są sportowcami pełnosprawnymi czy z niepełnosprawnościami. I sama od wielu lat wyróżnienia w takich plebiscytach zdobywam, bo kibice dostrzegają moje sukcesy. Czy jest to możliwe w skali ogólnopolskiej? Zauważmy, że np. podczas dużej gali Przeglądu Sportowego od dawna wyróżnia się jednego sportowca z niepełnosprawnością. I to jest bardzo fajne i na pewno może cieszyć. Ale czy sportowiec z niepełnosprawnością może rywalizować o popularność i laury np. z Robertem Lewandowskim? Myślę, że sport osób z niepełnosprawnością nie jest jeszcze na tyle popularny i rozpowszechniony medialnie, aby mówiono o nim równie wiele, co o lekkoatletyce pełnosprawnych sportowców, że o piłce nożnej nie wspomnę. I to też chyba nie do końca o to chodzi, aby od razu szukać takich odgórnych rozwiązań. Ważne jest, żeby małymi krokami sport osób z niepełnosprawnościami piął się ku górze, żeby stawał się coraz bardziej w naszym kraju rozpoznawalny.

 

Jakie są Twoje sportowe i pozasportowe plany i marzenie na najbliższe miesiące? Czy w głowie masz teraz tylko: Tokio! Tokio! Tokio!

 

Dokładnie. Teraz jestem w 100% skupiona na tym, aby pojechać na Igrzyska w Tokio. Chcę tam wypaść jak najlepiej i dzień w dzień szlifuję swoją formę. Bardzo chcę, żeby te Igrzyska się odbyły, bo być może będą to moje ostatnie igrzyska paraolimpijskie. Mówię, „być może”, bo niewykluczone, że jeszcze takie sugestie, aby „popracować i powalczyć przez kolejne 4 lata” się pojawiają. Ale pragnę pokazać, że jeszcze w moim wieku można się rozwijać i naprawdę dobrze biegać. Czy przywiozę medale, tego nie wiem, bo poziom sportowy w lekkoatletyce osób z niepełnosprawnościami rośnie w bardzo szybkim tempie. Aż strach pomyśleć, co w tym Tokio będzie. Chociaż z drugiej strony pandemia może różnie wpływać na różnych zawodników i wszystko może się ułożyć na wiele sposobów. Ja robię swoje i zobaczymy, co będzie. Najważniejsze jest, żeby dopisywało mi zdrowie i nie pojawiały się po drodze żadne małe urazy, które wyeliminują mnie z treningu. Ale marzy mi się także, aby Pomarańczowa Siła działała już bez przeszkód, aby było dużo fajnych spotkań z dziećmi. Chcę pokazywać, że z niepełnosprawnościami można być naprawdę dobrym sportowcem.

 

Życzę ci zatem dużo zdrowia i sukcesów. Dziękuję bardzo za rozmowę.

 

Dziękuję.