A gdyby tak odpady sortowały się same… Rozmowa z Marcinem Łotyszem, założycielem start-upu Bine

Rozmowa z Marcinem Łotyszem, założycielem start-upu Bine, produkucenta inteligentnych koszy na śmieci

 

Sortowanie odpadów to nasz obowiązek - wobec Ziemi i wobec przepisów. Wydzielenie miejsca dla pojemników na plastik, szkło, papier i BIO bywa czasem jednak - dość kłopotliwym zadaniem, np. w recepcji lub przestrzeni biurowej. Zdarza się również, że - przez roztargnienie lub niewiedzę - papierki po cukierkach lub butelki po napojach trafiają tam, gdzie nie powinny. Rozwiązaniem tego problemu zajął się polski start-up Bine. Poznajcie kosze, które posortują odpady za Was!

 

Dlaczego sortowanie odpadów jest tak ważne dla przyszłości naszej planety?

 

Sortowanie jest elementem pewnego procesu. Procesu, w którym chodzi o to, aby maksymalnie zagospodarowywać wytwarzane przez nas rzeczy. W dawnych czasach odpady były mniej lub bardziej naturalne - kiedy wracały do środowiska, były zanieczyszczeniem, które nie wpływało tak bardzo na ekosystemy. Wszystko zmieniło się, kiedy zaczęliśmy wytwarzać inne tworzywa, przede wszystkim plastik. Z tymi odpadami natura sama już sobie nie radzi. Ich ilość jest w tej chwili przeogromna, a w dodatku są one obecne w miejscach, które kompletnie nie były na to przygotowane. Powoduje to ogromne konsekwencje ekologiczne, które przekładają się na spadek jakości życia ludzi i zwierząt, całych ekosystemów. Te tworzywa jednak są nam potrzebne, ułatwiają nam wiele rzeczy i nie można powiedzieć, że jest to samo zło. Chodzi więc o to, aby możliwie najbardziej zamknąć ich obieg, mieć je pod kontrolą, umiejętnie nimi zarządzać. Druga kwestia to to, że produkcja tychże tworzyw bazuje na pozyskiwanych z ziemi surowcach, których zaczyna brakować, a wydobywanie ich jest coraz trudniejsze i droższe. Mocno dotyczy to metali ziem rzadkich, które w dawnych technologiach były wykorzystywane w niewielkich ilościach, a obecnie na wielką skalę. Czynniki są zatem i ekonomiczne, i ekologiczne, i pragmatyczne, bo przecież często lepiej coś przerobić na miejscu, niż sprowadzać z odległych krajów. Sortowanie przede wszystkim pomaga obniżyć koszty recyklingu, czyli tego finalnego procesu. Wszystko zaczyna się od podzielenia surowców na odpowiednie kategorie. Każdy surowieć ma inną ścieżkę technologiczną, inaczej jest przetwarzany, i trzeba go jak najszybciej na tę ścieżkę wprowadzić. Segregacja jest trudna, bo raz, że surowce są mocno ze sobą zmieszane, a dwa wciąż nie ma tu pełnej standaryzacji: polegamy na intuicji, różnych przekonaniach, niespójnych, zależnych od regionu wytycznych… A jeśli coś jest trudne, warto wykorzystywać narzędzia, które to ułatwią. Dlatego właśnie postawiliśmy w tym obszarze na sztuczną inteligencję.

 

Co dokładnie się dzieje, kiedy do kosza Bin-e wrzucam np. pustą butelkę? Opowiedz, jak  działa Wasz produkt?

Mechanika działania naszego urządzenia jest tak naprawdę dość prosta. Przedmiot najpierw jest umieszczany w ruchomej komorze i tam rozpoznawany. Na podstawie zdjęcia system dokonuje oceny, jakiego rodzaju to jest odpad. Następnie komora przesuwa się nad odpowiedni kosz, otwiera i przedmiot ląduje tam, gdzie trzeba. Banalnie proste, ale stoi za tym nowoczesna technologia. Szczególnie oczywiście na etapie podejmowania przez komputer decyzji. Urządzenie wykorzystuje wytrenowaną przez nas sieć; strukturę decyzyjną, która może się różnić w zależności od potrzeb.

 

Jak wpadliście na ten pomysł?

 

Powstanie Bin-e to już swoista firmowa legendą, którą miałem okazję powtarzać przy wielu okazjach. Ale jest to historia w 100% prawdziwa. Wcześniej prowadziliśmy firmę zajmującą się rozwijaniem różnych platform softwarowych. Zatrudnialiśmy zespół ludzi wykształconych, mieszkańców dużych miast - a więc teoretycznie osoby, dla których segregacja odpadów nie powinna stanowić najmniejszego problemu. Tymczasem, gdy postanowiliśmy wprowadzić ten zwyczaj u nas w biurze, o dziwo pojawiło się sporo problemów. Pytania, gdzie wyrzucić to, a gdzie tamto, dlaczego tak, a po co, itp.  Zacząłem się więc zastanawiać, co stanowi trudność we wrzuceniu plastikowej butelki do kosza z napisem „plastik”. Czy stoi za tym jakiś bunt, czy lenistwo? Ale kiedy zaczęliśmy rozmawiać i zgłębiać temat, okazało się, że rzecz wcale nie jest tak oczywista i łatwa do poprawnego wykonania.  Nie zawsze wiadomo, czy np. opakowanie wykonane jest z plastiku czy papieru. W różnych miastach są różne wytyczne i tak dalej, i tak dalej… A przecież wystarczy, że na 10 osób w firmie jedna będzie wrzucała rzeczy nie tam, gdzie potrzeba, aby zrujnować wysiłek wszystkich pozostałych. I to był dla mnie impuls, by zacząć zastanawiać się, jak można ten system udoskonalić. Najpierw, skoro zajmowaliśmy się software, przyszła nam do głowy aplikacja. Ale szybko zrozumieliśmy, że skanowanie każdego śmiecia telefonem byłoby bardzo niewygodne i niepraktyczne. I tak pojawił się pomysł całego urządzenia, które to będzie robiło za nas. Pierwszy prototyp był bardzo prosty - pojemniki z IKEI, proste serwomechanizmy i skaner kodów kreskowych. Chcieliśmy na tym etapie przede wszystkim pokazać, że ten proces w ogóle można zautomatyzować. Zależało nam, by nie ograniczać rozwiązania do opakowań z kodami kreskowymi, ale rozszerzyć je także na dowolne przedmioty np. w biurze - zgniecione kartki papieru. Szukaliśmy więc jakiejś innej technologii, która pozwalałaby nam podejmować te decyzje. Rozmawialiśmy z kilkoma politechnikami, ale ich pomysły były szalenie skomplikowane: tu magnesik, tam jakaś dioda, i wychodziło z tego urządzenie naszpikowane wieloma czujnikami, z których każdy wykrywa inny materiał. Aż gdzieś przy okazji natknęliśmy się na ludzi zajmujących się technikami rozpoznawania obrazu  (ang. image recognition). I to był moment przełomowy. Tę technologię wykorzystujemy do dziś. Jedynym czujnikiem, jaki się tutaj stosuje, jest kamera. Analizujemy to, co widać -  przyjmujemy więc drogę ludzkiego zmysłu wzroku. Bardzo upraszcza to urządzenie do strony techniczno-mechanicznej, komplikuje od strony oprogramowania, którego ważnym elementem są sieci neuronowe, potocznie zwane sztuczną inteligencją. Są to po prostu struktury, które można nauczyć podejmowania pewnych decyzji.

 

A jak udało Wam się ten pomysł skomercjalizować? Co doradziłbyś w tej materii początkującym przedsiębiorcom?

 

Najważniejsze jest to, aby bardzo wierzyć w swój pomysł. Na rynku softwarowym była (i jest do dzisiaj) wielka konkurencja. Ze wspólnikiem szukaliśmy więc jakiejś niezagospodarowanej jeszcze przestrzeni biznesowej, zbiegło się to w czasie z pomysłem na urządzenie sortujące odpady. Zrobiliśmy prezentację i ruszyliśmy w tourne po Europie. Pokazywaliśmy pomysł, jeszcze bardzo nieopierzony, i chcieliśmy się przekonać, jak rynek na niego zareaguje. Czy spotka się ze zrozumieniem? Czy będzie na niego zapotrzebowanie? Na podstawie takiego rozeznania podjęliśmy decyzję, aby cały nasz biznes skoncentrować na tym właśnie produkcie. Przyznaję, że początkowo traktowano nas jak szaleńców. Wszyscy pukali się w głowę. Ludzie szukali dziury w całym, próbowali nam udowodnić, że ten pomysł jest bez sensu. „Śmieci nie są sexi, zajmijcie się lepiej dronami”, słyszeliśmy. Ale spotkaliśmy też osoby, które patrzyły w przyszłość i były świadome problemów z odpadami. Z perspektywy tych kilku lat okazało się, że na poziomie ideologicznym, troski o ekologię, świat niesłychanie się zmienił. Dziś rzadko kto kwestionuje sensowność takich rozwiązań. Bo systemy zagospodarowania odpadów nie dają sobie rady; rośnie presja na to, by były one coraz bardziej wydajne, a poziom recyklingu stale się zwiększał. Od 4 lat budujemy urządzenia i w tym czasie bardzo rozwinęła się także sama technologia. Ostatnie lata –  tak na świecie, jak i w naszej firmie - to prawdziwa mini-rewolucja. Nie ukrywam, że mieliśmy też dużo szczęścia i mnóstwo determinacji. Przez ponad rok sponsorowaliśmy wszystko z własnych oszczędności. Były momenty, w których było bardzo trudno. Jednak z czasem udało nam się przekonać pierwszego inwestora, i kolejnych, pojawili się klienci… i ciągle się rozwijamy. Z hardwarem jest też o tyle trudno, że procesy jego walidacji i komercjalizacji trwają o wiele dłużej niż w przypadku software. Software łatwiej wypuścić, przetestować i podjąć decyzję, czy idziemy dalej, czy nie. Przy hardware mamy wiele etapów prototypowania, potem trudno przenieść prototyp na produkcję bo zajmują się tym różne firmy… Przepis na sukces: bądźmy zdeterminowani, wierzmy w swój produkt, zarażajmy tą wiarą innych i ciężko pracujmy Emotikon: Szczęśliwy

 

Czy oprócz wyeliminowanie ewentualnych pomyłek kosze Bin-e zapewniają jeszcze jakąś przewagę nad tradycyjnym, ręcznym sortowniem odpadów?

 

Przyjmuje się, według danych europejskich, że ludzka dokładność sortowania odpadów to mniej więcej 30%. Bin-e ma tę dokładność na poziomie 90%, jest zatem trzykrotnie dokładniejszy  od ludzi. Automatyzacja sortowania odpadów zdecydowanie zmniejsza koszty recyklingu. Nie ma wówczas potrzeby np. dodatkowego dosortonwywania odpadów - odpady mogą od razu trafiać tam, gdzie będą przetwarzane. Nasze urządzenie oferuje też pełen monitoring tego, co się w nim dzieje. Użytkownicy wiedzą, jakie i w jakich ilościach odpady generują, co przekłada się na zwiększenie świadomości ekologicznej i lepsze zarządzenie gospodarką odpadami, np. zmniejszenie częstotliwości wywozu. A różnego rodzaju sieci pozwalają na dostosowywanie urządzania do różnych lokalnych potrzeb i warunków, co też pozwala obniżyć koszty pracy. Bin-e łatwo wyspecjalizować do zadań, na których w danym miejscu i czasie szczególnie nam zależy. W przyszłości planujemy też wdrożenie systemów bezpieczeństwa, które będą monitorowały zawartość kosza, co będzie niezwykle pomocne np. w kontekście lotnisk, dworców itp. Chcemy również, aby statystyki, które dzięki Bin-e regularnie rozbudowujemy, pomagały przekonywać producentów do stosowania bardziej ekologicznych opakowań: biodegradowalnych lub łatwiejszych do recyklingu.

 

Kosze Bine-e przeznaczone są głównie dla  przestrzeni biurowych, wystawienniczych itp. Czy myślicie o podobnych rozwiązaniach np. dla przestrzeni miejskiej lub użytkowników indywidualnych?

 

Nasz pierwszy pomysł, jaki w ogóle mieliśmy, dotyczył właśnie urządzenia do domu. Od tego się zaczęło. Ze względów technologicznych, gabarytowych i przestrzennych okazał się on trudny do realizacji. Urządzenie lepiej wpasowuje  się w zamkniętą przestrzeń publiczną. Pamiętajmy, że to jest w ogóle pierwsze tego typu urządzenie na świecie. Technologia, którą stosujemy, jest bardzo uniwersalna i można ją aplikować w różnych rozwiązaniach. Trudniej jest z samym urządzeniem - proces jego zaprojektowania, optymalizacji pracy, jest skomplikowany i wymaga dużych nakładów pracy R&D. Najpierw trzeba zagospodarować jeden segment rynku a później przenosić się na inne. Byłoby super, gdyby takie urządzenie znalazło się w każdym domu, ale to wymaga jeszcze dużo pracy. Obecnie widzimy dwie zasadnicze ścieżki rozwoju dla naszego produktu - miniaturyzacja i industrializacja (powiększanie). Z jednej strony wejście do domu z urządzeniem mniejszym, może trochę mniej zaawansowanym, ale ułatwiającym domową segregację. A z drugiej, i ten projekt już niedługo startuje, to urządzanie o wiele większe, odpowiednie dla tzw. wiat śmietnikowych. Użytkownicy będą przychodzili ze wstępnie wyselekcjonowanymi do recyklingu odpadami, urządzenie samo je dokładnie posortuje i we właściwym momencie skontaktuje się z odpowiednimi służbami. Możliwe, że będzie także monitorowało zachowania użytkowników, aby nagradzać tych najbardziej zaangażowanych w recykling i upominać osoby, które ten obowiązek zaniedbują.

 

Jak wygląda obecnie zainteresowanie Waszym urządzeniem? Sprzedajecie nie tylko w Polsce, ale także zagranicą. Czy w którymś kraju Bin-e szczególnie mocno podbił serca użytkowników?

 

Obecnie Bin-e spotyka się z ciepłym przyjęciem wszędzie, gdzie się pojawi. Jeśli chodzi o wolumeny sprzedaży to dominuje tu Europa Zachodnia: Skandynawia, ze Szwecją na czele, a od niedawana także Hiszpania, gdzie trafiły bardzo wyspecjalizowane urządzenia. Ale jesteśmy w całej Europie i mamy już parę jaskółek poza nią: w Kanadzie, Hong-Kongu, Australii…

 

Wasze rozwiązanie dba nie tylko o ekologię, ale także estetykę przestrzeni - po prostu bardzo ładnie i schludnie wygląda. Czy takie połączenie jest czymś, czego w eko-rozwiązaniach brakuje?

 

Cieszę się, że tak Bin-e oceniasz. Oczywiście staramy się, aby urządzenie było i funkcjonalne, i ładne. Uważam, że wszystkie urządzenia, które produkujemy, którymi się otaczamy, powinny być też przyjemne dla oka. Design zajmuje dużo czasu i dużo kosztuje, ale jest ważny - tak w eko-rozwiązaniach, jak i wszystkich innych. W tę stronę chyba, co pokazuje sukces np. Apple, świat zmierza. Urządzenie musi być przede wszystkim czytelne - takie, że od razu wiadomo, do czego służy i jak je obsłużyć. Często obserwowałem reakcje użytkowników podczas pierwszego spotkania z Bin-e. Jak oni do niego podchodzą? Od czego zaczynają? Czy mają jakieś problemy? To daje bardzo dużo cennych spostrzeżeń, co poprawić, co zmienić. W zasadzie ciągle udoskonalamy nasze urządzenie, tak by wykonywało swoje zadania w najlepszy dla użytkownika sposób.

 

Jak, Waszym zdaniem, kształtuje się obecnie relacja miedzy biznesem a ekologią?

 

To, jak już wspomniałem, bardzo się w ostatnich latach zmieniło. Bliska relacja między biznesem a ekologią jest w tej chwili koniecznością. Świadomość konsumentów w tym zakresie stale rośnie. Wierzę, że w przyszłości Ziemia może nie będzie taka, jak kiedyś, ale wciąż będzie miejscem, gdzie można cieszyć się życiem.  

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Również dziękuję.